[ Pobierz całość w formacie PDF ]

paszczy stwora. Mimo że interesowało go tylko to, jak się uwolnić, pojawiła się w jego
głowie myśl: gdzie to coś ma żołądek?
Jeżeli natychmiast czegoś nie zrobi, straci rękę.
Udało mu się odpiąć pas. Gwałtownie rzucił się w prawo, na miejsce pasażera. Czuł,
jak zęby wbijają się w jego ramię. Widział krwawe ślady, które zostawiały. Ale to nie miało
znaczenia. Najważniejsze było wyciągnąć rękę.
W końcu drugą dłonią sięgnął do przycisku zamykającego okno. Wcisnął go i
wyszarpnął pięść z paszczy owada. Szyba podniosła się do końca.
Matt spodziewał się chrzęstu chityny i czarnej krwi cieknącej po szybie, być może
przeżerającej samochód jak kwas.
Zamiast tego robak rozpłynął się w powietrzu. Po prostu... stał się przezroczysty, a
potem rozsypał się na tysiące jasnych drobin, które natychmiast zniknęły.
Matt miał długie krwawe bruzdy na ramieniu, rany od ssawek na szyi i kilka
bolesnych zadrapań na drugiej dłoni. Ale nie tracił czasu na liczenie obrażeń. Musiał uciekać
jak najszybciej. Coś znów poruszyło gałęziami i nie chciał sprawdzać, czy tym razem to tylko
wiatr.
Była tylko jedna droga. Rów.
Uruchomił silnik i wcisnął gaz. Miał nadzieję, że rów nie jest za głęboki i że jaguar nie
zahaczy kołami o drzewo.
Samochód nagle przechylił się do przodu. Matt aż przygryzł wargę. Potem usłyszał
trzask gałęzi. Na chwilę samochód stanął w miejscu, ale chłopak nie zdejmował nogi z gazu.
Po sekundzie ruszył, ślizgając się jednak na liściach. Mattowi udało się odzyskać kontrolę i
wyprowadzić auto na drogę tuż przed tym, jak rów stał się znacznie głębszy.
Oddychał szybko i płytko. Pędził krętą drogą z zawrotną prędkością, ledwie
przytomny. W końcu zobaczył przed sobą czerwone światło, jaśniejące w zapadającym mroku
jak obietnica zbawienia.
Skrzyżowanie z Mallory. Zmusił się do wciśnięcia hamulca. Znów zapiszczały opony.
Nie czekając na zmianę światła, skręcił ostro w prawo i wyjechał z lasu. Będzie musiał
objechać kilkanaście osiedli, żeby dotrzeć do swojego domu tą drogą, ale przynajmniej będzie
już z dala od śmiercionośnych drzew i zamieszkujących je istot.
Matt poczuł w końcu ból w ramieniu. Kiedy dotarł do swojego domu, był już na skraju
omdlenia. Zatrzymał się pod latarnią, ale po chwili namysłu odjechał w część ulicy
nieoświetloną latarniami. Nie chciał, żeby ktokolwiek go teraz widział.
Czy powinien już teraz zadzwonić do dziewczyn? Ostrzec je, żeby nie wychodziły z
domu? Ze w lesie nie jest bezpiecznie? Ale to już wiedziały. Meredith nigdy nie pozwoliłaby
Elenie zbliżyć się do Starego Lasu, nie odkąd Elena jest człowiekiem. A Bonnie nie zniosłaby
nawet myśli o zapuszczaniu się w tak ciemne miejsce. Tym bardziej że Elena pokazała jej te
stworzenia, które się tam czają.
Malaki. Nieprzyjemna nazwa odrażającej istoty.
To, co było teraz najważniejsze, to powiadomić odpowiednie służby o przewróconym
drzewie, żeby jak najszybciej je usunięto. Ale nie w nocy. Nikt raczej nie będzie już tamtędy
jechał do rana, a wysłanie tam kogokolwiek byłoby przypuszczalnie równoznaczne z
wyrokiem śmierci. Zaraz z rana zadzwoni na policję. Wtedy odpowiednie służby zajmą się
drzewem.
Było ciemno i dużo pózniej, niż myślał. Chyba jednak powinien zadzwonić do
dziewczyn. Gdyby tylko mógł spokojnie się zastanowić. Rany piekły. Trudno było mu się
skupić. Może powinien chwilę odpocząć...
Oparł czoło o kierownicę. Ciemność zamknęła się wokół niego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl