[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Odnoszę wrażenie, że celowo mnie unikasz - powiedział pewnego wieczoru. -
Czego się boisz? Jak możemy zostać przyjaciółmi, skoro ciągle się przede mną chowasz?
- Niczego się nie boję. Zwłaszcza ciebie - odparła buńczucznie. - Dlaczego chcesz,
żebyśmy się przyjaznili?
Jego zmysłowy uśmiech zaparł dech w jej piersi.
- Skłamałbym, gdybym powiedział, że interesuje mnie tylko przyjazń, cara. Ale
trzeba od czegoś zacząć, prawda?
R
L
T
Sam nie wiedział, czego tak naprawdę chce. Prosta odpowiedz brzmiała: chcę
Emmy, w moim łóżku. W jej obecności budziło się w nim pożądanie, które trawiło go od
środka jak piekielny ogień. Całymi dniami, a zwłaszcza nocami, fantazjował o jej nagim
ciele, którym tak bardzo pragnął się rozkoszować. Emma była inna niż wszystkie kobie-
ty, jakie znał. Po pierwsze, była wdową, nadal opłakującą śmierć swojego męża - i wciąż
w nim zakochaną. Po drugie, miała dziecko, wspaniałą i mądrą córeczkę, do której zdą-
żył zapałać ogromną sympatią. Po trzecie, dostrzegał w Emmie pewną głębię, której
brakowało jego dotychczasowym kochankom - miała w sobie łagodność, wrażliwość i
nadzwyczajne współczucie. Rzecz jasna, była także trudna, uparta i wrogo do niego na-
stawiona, ale to, o dziwo, jedynie potęgowało jego pożądanie. Była dla niego zagadką
oraz wyzwaniem, a nie kolejną kobietą, która sama pcha się w jego ramiona. Oczywiście
w każdej chwili mógł dać upust swojemu sfrustrowanemu libido, dzwoniąc do jednej ze
swoich przyjaciółek". Umówić się na kolację, a potem uprawiać przyjemny seks bez
zobowiązań. Wiedział jednak, że to mu nie wystarczy. Co gorsza, miałby wrażenie, że w
pewnym sensie zdradza Emmę, choć przecież nie byli parą ani nawet przyjaciółmi. Miał
jednak nadzieję, że wkrótce uda mu się do niej zbliżyć.
W piątkowe popołudnia Rocco zawsze wcześniej opuszczał główną siedzibę Ele-
ganzy, wsiadał do samochodu i jechał na drugi kraniec miasta. Zatrzymywał się pod
szkołą, do której uczęszczał Marco, i czekał. Tego dnia, z powodu przedłużającej się w
nieskończoność konferencji, spóznił się o kwadrans. Zatrzymał auto przy chodniku i uj-
rzał przy ogrodzeniu szkoły małego chłopca z ciemną czupryną i złotymi oczami, który z
wyrazną niechęcią i gniewną miną podszedł do samochodu.
- Przepraszam za spóznienie - odezwał się Rocco łagodnym głosem.
Chłopiec usiadł obok niego na fotelu pasażera i skrzyżował ręce na piersi. Rocco
doskonale znał tę pozę. Była ona odzwierciedleniem stosunku, jaki miał do niego Marco.
- Mówiłem ci, że nie musisz po mnie przyjeżdżać - bąknął chłopiec. - Codziennie
wracam do domu na piechotę, więc w piątki mogę robić to samo.
- Przykro mi, ale zawsze tego dnia będę po ciebie przyjeżdżał.
Zbuntowany siedmiolatek znowu rzucił mu wrogie spojrzenie. Jeszcze cztery mie-
siące temu Marco nie wiedział, że jest synem Enrica D'Angela ani przyrodnim bratem
R
L
T
Rocca. Chłopiec tylko raz w życiu widział się ze swoim ojcem, tuż przed jego śmiercią.
To nie było miłe spotkanie. Marco był bardzo przywiązany do swojej matki, która posta-
nowiła wychować syna bez pomocy finansowej ze strony swojego bogatego ekskochan-
ka.
- Po co przyjeżdżasz? Ja i mama nie potrzebowaliśmy ojca, i tak samo nie potrze-
bujemy ciebie.
- Jesteś moim bratem. Nasz ojciec zle postąpił, odwracając się od ciebie, ale moim
obowiązkiem jest pomaganie twojej mamie przy wychowywaniu ciebie. Przede wszyst-
kim chcę być twoim przyjacielem, Marco.
Przypomniał sobie ostatnią rozmowę z Ingą Salveson, matką chłopca.
- Twoja mama wspominała, że rozważa powrót do Szwecji. Oczywiście przepro-
wadziłbyś się razem z nią. Ale to się stanie tylko wtedy, jeśli postanowisz, że nie chcesz
mieć nic do czynienia ze mną i ze swoim dziadkiem. %7łe nie chcesz należeć do rodziny
D'Angelo.
Pierwszy raz Rocco dostrzegł w oczach brata błysk zaciekawienia.
- Dziadek o mnie wie?
- Nie. Jeszcze nie. Silvio jest już bardzo starym człowiekiem. Ostatnio choruje. Nie
chcę mu o niczym mówić, dopóki nie uznasz, że chcesz go poznać. - Po chwili zapytał: -
Chcesz?
- Nie wiem. - Na dolnych rzęsach Marca zamigotały łzy. Zniknęła jego zbuntowa-
na poza. Rocco widział teraz w nim po prostu małego, zagubionego chłopca. - Nie mów
jeszcze o mnie dziadkowi. Może któregoś dnia zechcę go poznać. Tak myślę. - Kilka łez
spłynęło po jego delikatnych policzkach.
Rocco poczuł, jak wzbiera w nim gniew z powodu zachowania Enrica, a jednocze-
śnie dławi go współczucie dla tego małego chłopca, który tylko na chwilę spotkał się ze
swoim ojcem, a potem go stracił. Na zawsze.
Objął go ramieniem i wyszeptał:
- Zrobimy tak, jak chcesz, Marco. Nikomu nie powiem, że jesteś synem Enrica,
dopóki nie postanowisz, że jesteś już na to gotowy. Przyrzekam. - Uśmiechnął się i dodał
lżejszym tonem: - Co powiesz na to, żebyśmy poszli na lody?
R
L
T
- Może być - mruknął chłopiec, ocierając łzy.
Rocco pierwszy raz w życiu ujrzał na twarzy swojego braciszka uśmiech.
Gdy Rocco wrócił wczesnym wieczorem do Villa Lucia, przygotowania do przyję-
cia szły już pełną parą. Często organizował rozmaite imprezy, więc jego personel pod
wodzą Beatrice wyszkolił się w dopinaniu wszystkiego na ostatni guzik, dzięki czemu
Rocco nie musiał się o nic martwić.
Beatrice znowu spisała się na medal. Villa była pięknie udekorowana i podświe-
tlona. Całe wnętrze ozdabiały czerwone róże i świece. Za kwadrans mieli zjawić się go-
ście. To był dobry dzień. Zrobił postępy, jeśli chodzi o relacje z Markiem. Rocco ruszył
żwawym krokiem do jadalni, gdzie zapewne czekała na niego Cordelia, gdy nagle usły-
szał za plecami podniesiony głos Emmy:
- Gdzie są moje ubrania?
Odwrócił się i ujrzał, jak maszeruje w jego stronę z zaciśniętymi pięściami i wście-
kłą miną.
- Dlaczego w mojej szafie pojawiły się te obrzydliwie drogie ubrania, a zniknęły te,
które ze sobą przywiozłam?
- Kupiłem ci parę nowych rzeczy, ponieważ nie możesz przez trzy miesiące cho-
dzić w dżinsach i bluzach - wyjaśnił spokojnie. - Nie potrzebujesz tutaj zimowych ubrań.
Temperatura będzie z dnia na dzień rosła.
Omiótł wzorkiem całą jej postać. Miała na sobie bladoróżową sukienkę, którą kupił
za jej plecami. Tę samą, w której się zakochała, lecz stwierdziła, że jest zbyt droga. Wy-
glądała olśniewająco. Kreacja idealnie podkreślała wszystkie jej atuty: pełne piersi, wą-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Indeks
- Crowley John Pozne lato (pdf)
- 133 Spencer Catherine Lato w Prowansji
- Swärd Anne Lato polarne
- DĹugie lato w Portofino
- Ta noc odmowa
- Wincenty Migurski Pamietniki z Sybiru
- Celtic Tree Calendar
- A Nation on Trial Prof.Norman Finkelstein
- ABC program wychowania przedszkolnego XXI wieku Anna śÂada Grodzicka
- Biggle Lloyd Pomnik
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nie-szalona.pev.pl