[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czy miało się na to ochotę, powstawała sól. I nawet gdyby bardzo in-
tensywnie próbowała siłą woli powstrzymać dyfuzję, nic by nie
wskórała. Podobnie jej ciało reagowało na bliskość Ryana niezależnie
od tego, czy ona tego chciała, czy nie.
Prawdopodobnie powinna przestać spotykać się z tym mężczyzną.
Ale umowa z Ryanem została zawarta i nie mogła już się wycofać.
Zgodziła się dobrowolnie. Poza tym potrzebowała go ze względu na
Kelly. To doskonale rozwiązywało jej problemy z córką. Do czego ta
znajomość może doprowadzić? - zastanawiała się. Bała się, nie wy-
trzymywała ogromnych emocji, jakie odczuwała. Gorączkowo szukała
wyjścia.
- Przecież jestem dorosłą kobietą, inteligentnym człowiekiem. .. -
mówiła do siebie po cichu. - Poradzę sobie. Zaraz coś wymyślę.
R
L
Patrzyła na jego interesujący profil, na oczy skupione na ruchu
ulicznym, zgrabne dłonie trzymające kierownicę. Czy mężczyzna
może być aż tak przystojny? - myślała. Odchrząknęła. Wiedziała, że
to, co chce mu powiedzieć, nie będzie łatwe. Nienawidziła siebie za tę
nieśmiałość.
- Myślę, że powinniśmy ustalić pewne sprawy związane z naszą
umową - powiedziała.
Spojrzał na nią. Dostrzegła w jego oczach strach.
- Chyba nie chcesz się wycofać? - zapytał.
- Nie, skądże - zapewniła. Odetchnął z ulgą.
- To... właśnie to... - zaczęła. Denerwowała się tym, co musiała mu
powiedzieć. - Właśnie... myślę, że powinniśmy jednoznacznie ustalić
zasady naszego porozumienia.
- O co ci chodzi? - zapytał ostrym tonem. Ta sprawa z Cherry była
dla niego bardzo ważna.
- W ten sposób będziemy dokładnie wiedzieć, czego możemy się
po sobie spodziewać.
- Oczywiście - zgodził się od razu.
Najczęściej oboje nadawali na tej samej fali, instynktownie wy-
czuwali swoje myśli. Teraz jednak obawiała się, że on nie zrozumiał
dobrze jej intencji. Ją też ogarniały wątpliwości, czy ten pomysł ma
sens. Nadal czuła na wargach jego namiętny gorący pocałunek. Ma-
rzyła o nim każdej samotnej nocy. a wyobraznia płatała jej figle, pod-
suwając dziwne obrazy, jakie nigdy przedtem nie pojawiały się nawet
w snach.
Nie wolno było dopuścić, żeby ten pocałunek powtórzył się.
Nie zniosłaby tego po raz drugi. Poprosiła go, żeby ją pocałował.
To był błąd, dostała nauczkę. Już wiedziała, że bliskość była niebez-
pieczna. Należało po prostu ściśle wyznaczyć granice. I tego się trzy-
mać.
Nabrała powietrza do płuc.
- Tamtej nocy wymusiłam na tobie pocałunek, zdaję sobie z tego
sprawę - mówiła, patrząc na szosę, na jadące z przeciwka samochody.
R
L
- Ale wyjaśniłam ci moje powody... dlaczego poprosiłam... o ten po-
całunek... hm...
Julia speszyła się i zamilkła. Nie potrafiła mówić spokojnie i dla-
tego była na siebie zła. Wypowiedzenie na głos tych słów kosztowało
ją zbyt wiele.
- Uważam, że ten pocałunek był błędem - dokończyła głośno i
zdecydowanie.
Wyczytała nieme pytanie w jego oczach. To było oczywiste, pró-
bował zrozumieć, co naprawdę kryje się za jej słowami.
Przeszła szybko do dalszych wyjaśnień. Ryan nie mógł się zorien-
tować, jak wielkie wywarł na niej wrażenie.
- Nie powinnam była wplątywać cię w moje sprawy. Chcę, abyś
wiedział, że ja nie oczekiwałam tego rodzaju pocałunku... - Zawahała
się, nie wiedziała, jak to nazwać. - I nie będę oczekiwała dalszych
przedstawień w tym stylu...
- Co ty mówisz? - przerwał jej w pół słowa. - Według mnie ta kró-
ciutka scena była najpiękniejszą częścią wieczoru.
Westchnęła cicho. Niewiele brakowało, a przytaknęłaby. Ryan był
tak seksowny, tak cudownie całował. Nie mogła ujawnić, jak bardzo
fascynowała ją ta fizyczność. Naprawdę wcale nie cieszyło jej to, co
wymyśliła. W głębi serca tęskniła za jeszcze jednym podobnym poca-
łunkiem.
- I właśnie wpadłam na pomysł, że byłoby najlepiej, gdybyśmy
unikali wszelkich zbliżeń natury fizycznej - dokończyła głośniej, niż
to było konieczne.
Czuła na sobie jego wzrok. Odwróciła się do niego. W błękitnych
oczach błyszczało dziwne światło.
- Do licha, dziewczyno... - Jego głos był miękki jak aksamit, zala-
ła ją fala ciepła. - Nie wiem, czy ta rola będzie mi odpowiadać - po-
wiedział.
Dreszcz przeszedł jej po plecach. Ten mężczyzna zniewalał swoim
urokiem. Był nadzwyczaj niebezpieczny, wiedziała, że igra z ogniem.
Musiała coś powiedzieć, zakończyć tę chwilę wzruszenia.
R
L
- Ja tylko próbuję ustalić warunki naszej umowy - przypomniała
chłodno i rzeczowo.
- Dobrze, niech będzie: żadnego kontaktu fizycznego - powtórzył.
Wyprzedzili bordowego mercedesa. - Ale w jaki sposób Cherry i Kel-
ly mają dowiedzieć się, że coś nas łączy, jeżeli nie będziemy sobie
okazywać jakichś uczuć? - zapytał.
Pytanie zawierało druzgoczącą logikę, Julia zdała sobie z tego
sprawę.
- Możemy delikatnie sugerować - szybko zaczęła wyjaśniać. -
Wiesz, na przykład poprzez sposób mówienia. Możemy zwracać się
do siebie pieszczotliwie i zdrobniale. Ten rodzaj zachowania...
- To może się udać - powiedział z namysłem. - Tak, dobry po-
mysł... pieseczku. Co o tym myślisz, kochanie?
Zaśmiała się nerwowo. Tę dziwną reakcję mógł spowodować
pieszczotliwy miękki głos, niekoniecznie samo słowo kochanie. At-
mosfera w samochodzie zelżała.
- I co ty na to, mój śliczny kwiatuszku? - zapytał z rozbawieniem.
Chichotali przez całą dalszą drogę.
Kiedy zajechali przed kompleks parterowych budynków, mieli
wrażenie, że za chwilę zza pergoli, porośniętej gęstą siecią wistarii,
wyłoni się Cherry. Domy były nowe, eleganckie. Cieniste werandy
wabiły chłodem w ten upalny letni dzień.
Wtopione w betonowy chodnik okruchy kolorowego szkła błysz-
czały jak szlachetne kamienie. Wszystko urządzone było perfekcyjnie
i Julia od razu zaczęła się zastanawiać, ile może kosztować miesięcz-
nie wynajęcie takiego mieszkania. Niewątpliwie dobry ogrodnik, zna-
jący swój fach, musiał pielęgnować tę zieleń.
Szli oboje w milczeniu. Cherry mogła pojawić się w każdej chwili.
- Apartament numer jedenaście - powiedział Ryan. Błękitne oczy
sposępniały, jakby ciemna chmura zakryła słońce. Ryan bał się tego
spotkania. Chciała pogładzić go po policzku, pocieszyć, że wszystko
dobrze się ułoży. Opanowała jednak ten odruch. Musiała pamiętać o
R
L
nieprzekraczaniu granic. %7ładnego kontaktu fizycznego, powiedziała
sobie jeszcze raz.
Drzwi od jedenastki były uchylone. Weszli bez pukania. Mieszka-
nie było bardzo wysokie. Białe wnętrze kusiło chłodem, brakowało
mebli. Pachniało świeżą farbą i jakimś płynem przeciwko owadom.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Indeks
- 01. Mackenzie Myrna Jak w bajce... WspĂłlna tÄsknota
- Amanda Quick Tak zwani wspĂłlnicy
- grisham john wspolnik
- Cztery sny Ewa Małopolska E book
- Rawlins Debbi Erotyczne sny
- Clayton Alice Nie mĂłw mi co mam robiÄ
- Hunt Rosamund Bez ciebie
- Heinlein Robert A. WśÂadcy marionetek
- Lopez, Lucio V Lopez, Lucio V
- 0415357772.Routledge.ON.TRANSLATION.Dec.2006
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- teen-mushing.xlx.pl