[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A, tak, oczywiście, Break Away... Straciłam niedawno ojca, to dlatego tu jestem. Przez kilka
ostatnich lat chorował i był to dla mnie wyjątkowo cię\ki okres. Mam szansę odetchnąć tu trochę,
pierwszy raz od lat.
- Byliście ze sobą blisko?
- O tak, bardzo.
- A twój mą\? Nie był dla ciebie podporą? - wypalił, zanim pomyślał. Cholera, zezłościł się na
siebie, przecie\ nie miałem zamiaru o nic jej wypytywać ani w nic się wtrącać.
- Jestem po rozwodzie - powiedziała, a po chwili dodała jeszcze: - Wyszłam za mą\, gdy
miałam dziewiętnaście lat, o wiele za wcześnie. Nasze mał\eństwo nie przetrwało nawet dwóch lat.
- Jakieś dzieci?
- Nie, skąd, nie mam dzieci.
Przez chwilę stali w milczeniu i dla pokrycia zakłopotania popijali kawę i przyglądali się harcom
Fanga.
- Jakie to przepiękne miejsce. - Caprice odezwała się jako pierwsza, rozglądając się z
zachwytem po okolicy. - Nie rozumiem, jak Malcolm Lockhard mógł się stąd wyprowadzić.
- Sam nie wiem - odparł zdawkowo, przełykając ostatni łyk kawy, który wydał mu się jakiś
wyjątkowo gorzki. Trudno, nie powie jej prawdy, nigdy z nikim o tym nie rozmawiał. Nawet po tak
długim czasie było to zbyt bolesne, zwyczajnie nie był w stanie.
- Kiedy stąd wyjechał? - zapytała.
- Dwadzieścia dziewięć lat temu.
- I był tu potem jeszcze kiedykolwiek?
- Nic mi o tym nie wiadomo.
- Dziwne - powiedziała, wzruszając ramionami - bo przecie\ podobno nie sprzedał tego domu. -
Zanim udało mu się cokolwiek powiedzieć, by zmienić temat, ciągnęła dalej: - Co miała Will na myśli,
mówiąc, \e to wielka szkoda, \e nie macie ju\ dostępu do rzeki?
Za wszelką cenę starał się nie pokazać po sobie, jak bardzo irytują go te pytania. Jej ciekawość
była przecie\ czymś zupełnie naturalnym, tłumaczył sobie, naturalnym i niewinnym.
- Bo kiedy zabieram moich gości na spływ kajakowy, muszę jechać z nimi najpierw
osiemdziesiąt kilometrów w górę rzeki. Wynajmuję tam barak, w którym trzymam cały sprzęt. To taki
totalny idiotyzm - uniósł się nieco, ale natychmiast wziął się w garść.
- I nie ma tu bli\ej \adnej innej mo\liwości?
- No właśnie, nie.
- A to miejsce w pobli\u Holly Cottage? Byłoby przecie\ idealne. Dlaczego nie porozmawiasz
z właścicielem, \eby odsprzedał ci ten kawałek, a jeśli nie sprzedał, to przynajmniej wynajął?
Poprosić Malcolma Lockharda o cokolwiek? Z trudem powstrzymał pusty śmiech. Wolałby
umrzeć, ni\ prosić o coś tego człowieka.
- Tato! - dobiegło go z oddali wołanie Willo w. - Tato! Telefon!
Zacisnął zęby. Dzięki ci, Bo\e, za ten telefon.
- Ju\ idę - odkrzyknął. - Przepraszam cię - zwrócił się do Caprice - ale muszę cię opuścić.
- Nic nie szkodzi - uśmiechnęła się i podała mu pusty kubek - i tak powinnam ju\ wracać.
Dziękuję za to miłe popołudnie.
Bo\e, jaka ona jest piękna. Chłodny wiatr spowodował, \e policzki Caprice delikatnie się
zarumieniły, a w jej oczach odbijały się tysiące gwiazd. I ten słodki zapach, nigdy go nie zapomni. Nie
mo\e jednak pozwolić, by namieszała mu w \yciu, po prostu nie mo\e.
- To było najpyszniejsze ciasto cytrynowe, jakie kiedykolwiek jadłem.
Nic dziwnego, pomyślała Caprice, w końcu miała w tym ju\ trochę wprawy. Nieraz organizowała
dla ojca wytworne przyjęcia, no i ten kurs cukierniczy w Pary\u te\ zrobił swoje. Często słyszała tego
typu komplementy. Ale w tym, co powiedział Gabe Ryland, było coś więcej, jakieś niewiarygodne
ciepło, emocje, których nie potrafiła określić. Nie było jednak sensu zastanawiać się głębiej nad
przyczynami tej sytuacji, bo doskonale zdawała sobie sprawę, \e gdy tylko Gabe dowie się, z jakiej
pochodzi rodziny, nie będzie chciał mieć z nią nic wspólnego. Czuła to przez skórę.
Ranek wstał bardzo ponury. W nocy lało okropnie, ale i teraz, mimo \e deszcz ju\ się uspokoił,
wcią\ jeszcze lśniły wszędzie ogromne kału\e, a na niebie kłębiły się cię\kie, ciemne chmury.
Ale Will, jakby nigdy nic, całą drogę do szkoły szczebiotała niczym skowronek.
- A poza tym, tato, nie zapomnij wstąpić do pani Kincaid i oddać jej talerza po cieście -
powiedziała, cmokając ojca na po\egnanie w policzek.
- Dobrze, nie zapomnę. Miłego dnia - dodał jeszcze i pomachał jej ręką.
Poczekał, a\ wejdzie do budynku i dopiero wtedy zawrócił. Lubił patrzeć na nią, przyglądać się, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl