[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ją na stole, a potem nalałem sobie kawy.
- Weronika - powiedziałem. - Będę mówić krótko i chciałbym
, aby pani wysłuchała mnie uważnie. Dziś w nocy jadę do Warszawy i nigdy nie wrócę
już do pani.
Patrzyła na mnie spokojnie i bez zdziwienia, a jej oczy pełne były teraz światła płynącego
z okna, jak i wtedy, kiedy zobaczyłem
ją po raz pierwszy. .
- Pamięta pani, iż powiedziałem pani kiedyś, że uda się pani
odzyskać wiarę w Boga? - zapytałem. - To dzisiaj właśnie jest ten dzień. Jestem po
dwóch zawałach serca, a teraz czeka mnie trzeci. Doktór, u którego byłem, nawet nie wysilał
się, aby ukryć przede mną, iż tym razem trafi mnie szlag. Muszę iść do szpitala i to na
długo. Nasze melodeklamacje skończyły się. Przykro mi, iż nie mogę zostać z panią i
97
Marek Hłasko Sowa, córka piekarza
pobawić się jeszcze trochę. Bawiłem się dobrze. Umierałem przecież za dwóch ludzi. But
now the circus is over, Weronika.
- Cóż to znaczy?
- Przedstawienie się skończyło. Jeśli Bóg postanowił zabić jednego ze swych ludzi, to
zabija go w jednym człowieku, i zabija go również w tym drugim który chciał stać się
pierwszym. Ja testem tym drugim człowiekiem. Czy wierzy pani teraz w Boga?
- Więc to jest właśnie tym, co ludzie nazywają wiarą? - Nie ma innej.
- Więc tylko w nieszczęściu można Go znalezć?
- Tak myślę. Dlatego On żył, żyje i zawsze będzie żyć. Wstała, a ja podszedłem do niej i
objąłem ją ramieniem, chwilę na nią patrzywszy, lecz nie poruszyła się nawet i to było tak,
jakbym dotknął kogo obcego.
- Przykro mi, że nie umiałem pani kochać - powiedziałem. - I mnie jest przykro.
- Może któregoś dnia spotka pani jakiegoś człowieka i pokocha go - powiedziałem. -
Może zdarzy się i tak. Uśmiechnęła się.
- Jaka szkoda, że pan nie umie kłamać - powiedziała. Wzięła swój płaszcz z poręczy
fotela. - Wrócę około ósmej - powiedziała. - Chciałabym, aby pana tu już nie było.
- Dobrze - powiedziałem. - Chciałbym tylko pospać ze dwie godziny, a potem pójdę.
Odeszła, a ja stałem trzymając filiżankę kawy i patrzyłem za nią, a będąc koło drzwi
odwróciła się ku mnie i wtedy znów dojrzałem na twarzy jej tak dobrze znajomy mi wyraz; i
to było tak, jakby wyrwano ją z pełnego przerażeń snu.
- A może właśnie kochałam tylko pana? - powiedziała. Może zgubiliśmy się obydwoje?
- Ani na chwilę - powiedziałem. - Pani także nie umie kłamać. Nie kochała pani nikogo.
To jeszcze jedno kłamstwo. Tym razem, aby mnie ciężej było umierać. Ale nie będzie mi
ciężej. Nie umiem kochać kobiet. Nie kochałem nigdy żadnej. Dlatego nam niezle
wychodziły nasze melodeklamacje. Ale to nie jest najgorsze, jeśli chodzi o mnie. Nie
umiałem tego, co pani. Nie umiałem nigdy okłamać samego siebie. A teraz proszę iść.
Wyszła, a ja położyłem się na tapczanie i zasnąłem prawie natychmiast, i obudziło mnie
walenie do drzwi.
- Ależ pan ma sen - powiedział ten człowiek. - To dlatego, że nie spałem w nocy.
Wszedł; walizkę zostawił w przedpokoju, a sam usiadł w fotelu i chwilę na mnie
popatrzywszy, roześmiał się.
- Tylko moja Weronika mogła wymyślić coś takiego - powiedział. - Czy pan czasem nie
jest moim zmarłym bratem? - Na co umarł pański brat?
- Zapalenie płuc. - Nie, to nie ja.
- Jest w domu coś do picia? W pociągu był piekielny tłok i musiałem stać przez całą
drogę. Bardzo mi się chce pić.
- Zdaje się, że powinno być jeszcze parę butelek piwa.
- Będzie pan tak grzeczny i przyniesie mi jedną? - zapytał. - Jestem naprawdę zmęczony.
Tę ostatnią noc w więzieniu śpi się najgorzej, a ja nie spałem w ogóle. Czy mogę pana o to
prosić?
Poszedłem do kuchni i wydąłem z lodówki butelkę piwa, a szklankę przepłukałem zimną
wodą i wróciłem do pokoju.
- Przed sześcioma laty powiedziałem Weronice, aby kupiła kufle do piwa - powiedział
biorąc w rękę szklankę. - W cienkim szkle piwo szybko traci smak. Ale Weronika nie kupiła
kufli. Niewiele się zmieniło przez ten czas.
- Nie zmieniło się nic - powiedziałem. - Gdzie ona jest?
- Wróci około ósmej - powiedziałem. - A więc uniewinnili pana?
- Uniewinnili i zrehabilitowali. Być może nawet wrócę do lotnictwa. Wielu ludzi
wychodzi teraz z więzień. Wygląda na to, że czasy się zmieniają.
- Zaczyna być lepiej - powiedziałem. - Pan w to wierzy?
98
Marek Hłasko Sowa, córka piekarza
- Nie. I panu bym także nie radził.
- Nie wie pan czasem, co stało się z moim samochodem? - Pański samochód stoi w
garażu u kapitana Samsonowa. Jest w najlepszym porządku. Może pan siadać i jechać choćby
dzisiaj.
- To jasne - powiedział. - Ktoś musi pana zmienić. Pan jezdził moim wozem do dzisiaj,
prawda?
- Jestem dobrym kierowcą, panie majorze. - Ma pan własny samochód?
- Nie.
- Przykro mi. Dlaczego nie przyniósł pan sobie szklanki? Poszedłem i przyniósłszy sobie
szklankę usiadłem obok niego, a on nalał mi piwa.
- Bili?
- Pan chce mi wyrazić współczucie?
- Nic, panie majorze. Tak się zwykle mówi w tego rodzaju wypadkach.
- Bili. Ale to nie ich wina. Nie potrafią po prostu inaczej. - Więc czyja wina?
- Za pózno, aby o tym mówić. Był pan podczas mistrzostw Europy w Warszawie?
- Nie widziałem tylko ćwierćfinałów. - I jak tam było?
- Nie mamy ciężkich wag. Do półśredniej wszystko w porządku. Ale w wyższych nie ma
nas na ringu.
- Tak było i przedtem.
- Powiedziałem panu: nic się nie zmieniło.
Spojrzał na mnie i postawił szklankę na stole, a kiedy ku mnie się pochylił, zobaczyłem,
iż siwe są włosy jego.
- Naprawdę nic?
- Nie - powiedziałem.
- Przyszedłem, aby się z nią pożegnać.
- Ja już się pożegnałem.
- Pan myśl, że powinienem zostać?
- Pan stąd nigdy nie odszedł, panie majorze. Ani na chwilę. Ani na jeden dzień i ani na
jedną noc.
- Bóg jeden wie, dlaczego panu wierzę, ale wierzę panu powiedział. - Pan spakuje teraz
swoje rzeczy, prawda? Jeśli ona ma rzeczywiście wrócić koło ósmej, to nie trzeba scen.
- Ale nie trzeba też pakować moich rzeczy - powiedziałem. - Są już spakowane.
- Kłótnia?
- Nie. Tym razem ja idę umierać.
- Cóż to jest? Rak?
- Serce. Byłem dzisiaj u kardiologa. Skierował mnie do szpitala.
- Może wylezie pan z tego - powiedział. - Człowiek potrafi wiele wytrzymać. Gdyby nie
to, h ona niedługo wróci, pogawędziłbym z panem na ten temat. - Podniósł się. - Idę się
ogolić - powiedział. - Czy byłby pan łaskaw pożyczyć mi swej maszynki do golenia?
- Nie ma pan po temu żadnej potrzeby, panie majorze - powiedziałem. - Pańska maszynka
do golenia leży na tym samym miejscu, w którym pan ją zostawił. Może pan jej używać bez
obawy. Ja nie użyłem jej ani razu.
- To szlachetnie z pańskiej strony - powiedział.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Indeks
- Graves Robert Corka Homera (pdf)
- Marek Aureliusz Rozmyslania
- Christie Corka jest corka
- Ueda Akinari Karp wyczarowany ze snu
- Gwiezdne Wojny 161 Cios śÂaski
- 392. Morgan Raye Agent i dziewczyna
- Lektury romantyzm ,oprac
- Career Opportunities in Photography
- cud mniemany czyli krakowiacy i gorale boguslawsju w.
- McMahon Barbara Czy pokochasz kopciuszka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- oknaszczecin.pev.pl