[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Tak samo dla mnie jak dla Prestona?
Pytanie jak policzek. Szarpnęła się, chciała odsunąć, ale Cord chwycił ją i
przytrzymał, wpijając palce głęboko w ciało.
 Z Prestonem przyjaznię się, traktuję go jak brata. Nie sypiam z nikim,
jeśli musisz koniecznie wiedzieć.  Chyba nigdy jeszcze nikt tak strasznie jej
nie upokorzył.  I nie jestem pogotowiem seksualnym dla frustratów
szukających szybkiej ulgi.
 Ponownie próbowała wyrwać się z uścisku Corda, bez skutku.
 Ma się rozumieć, że nie. Dlatego właśnie znalazłaś się ze mną w łóżku.
Dla czystej przyjemności  kpił.  Ale kochana cioteczka nie wytrzymała,
musiała zadzwonić i klops. Co teraz?
 To nie tak!  zawołała w rozpaczy. Dlaczego on nie chce zrozumieć? 
Imogene chciała, żebym zaczęła z tobą sypiać i w ten sposób próbowała
zorientować się, co zamierzasz. Odmówiłam.
Cord zaśmiał się. Było jasne, że nie wierzy w zapewnienia Susan.
 Widzę właśnie, jak stanowczo odmówiłaś.
 Przygarnął Susan do siebie.  Cioteczka przynajmniej raz wpadła na
pomysł, który bardzo mi się podoba. Nie pozwólmy, żeby jej telefon zepsuł
nam to, co zaczęliśmy.
 Nie!  Położyła dłonie na piersi Corda i próbowała odepchnąć go.
Wszystko na nic. Bała się, że nie zapanuje nad sobą i za chwilę wybuchnie
płaczem.
 Dlaczego nie? Podobała ci się myśl, że...
92
R
L
T
 %7łe chcesz mnie wykorzystać?  przerwała mu porywczo.
 Nie, skarbie. Nie byłbym aż tak brutalny. Chciałem powiedzieć, że
podobała ci się myśl, że znowu będziesz mogła być z mężczyzną. Prestona nie
zaliczam do mężczyzn. Co ty na to? Skoro już mam cię wykorzystać, zrobię
wszystko, żebyś odczuła zadowolenie.
 Dość tego!  krzyknęła, zdjęta zgrozą, że radość tak szybko może
zamienić się w ohydę.
 Nigdy nie spałam z Prestonem! Puść mnie!
Cord zaśmiał się, położył dłonie na pośladkach Susan, przycisnął ją do
siebie.
 Uspokój się.  Ciągle się śmiał. Nie rozumiała, jak może cieszyć go
własne okrucieństwo. Jej serce pękało z bólu, a jemu było wesoło.  Nie
skrzywdzę cię, nie zaatakuję, ale, na litość boską, jak będziesz się tak wiercić i
szarpać, mogę zmienić zdanie.
Słowa Corda odniosły skutek, bo uspokoiła się natychmiast.
 Puść mnie, proszę  powtórzyła.  Chcę wstać.
Cord uniósł brwi i z kpiącą miną uwolnił wreszcie Susan. Usiadła na
brzegu łóżka i zaczęła poprawiać suknię, Cord tymczasem poszedł do łazienki
po swoją koszulę. Założył ją, zapiął, wpuścił w spodnie. Każdy ruch
wykonywał z wystudiowaną nonszalancją. Susan wlepiła w niego puste spo-
jrzenie, zbyt odrętwiała, by zdobyć się na jakiś gest czy słowo.
 Nie rób takiej nieszczęśliwej miny, skarbie  powiedział z udawaną
czułością.  Tak czy inaczej niczego byś się ode mnie nie dowiedziała. 
Podszedł do Susan, pocałował ją lekko i przesunął palcem po policzku. 
Szkoda, że cioteczka nie mogła zaczekać jakieś pół godziny. Do zobaczenia
93
R
L
T
 rzucił, zachowując ciągle tę samą nonszalancję, i wyszedł. Susan
siedziała jak sparaliżowana, wsłuchując się w odgłos jego kroków na schodach.
Potem już tylko stuknięcie zamykanych drzwi i ryk podrasowanego silnika.
Podniosła się w końcu z łóżka, ale nie miała na nic siły. Ciało odmawiało
posłuszeństwa. Oparła się o ścianę, zamknęła oczy. Usiłowała pozbierać myśli,
dojść do ładu z tym, co się stało. Nienawidziła Imogene za to, że stanęła
między nią i Cordem, chociaż nie miała takich intencji, raczej skrajnie
odmienne. Nie! Gdyby teściowa wiedziała, że Cord jest u Susan, za nic w
świecie nie sięgnęłaby po słuchawkę telefonu, tylko czekała cierpliwie,
zacierając ręce. Biedna Imogene nie mogła uwierzyć, że Susan nie ma jakoś
ochoty robić z siebie dziwki dla dobra rodziny. W jej przekonaniu synowa
mogła zainteresować się Cordem wyłącznie dla ratowania Blackstone'ów,
dokładnie jej samej, czyli teściowej, i szwagra.
Tymczasem Imogene zniszczyła wszystko w momencie, kiedy Cord
zaczął się otwierać. Bardzo to było bolesne. Ledwie między Susan i Cordem
pojawiła się wątła, cienka nić porozumienia, Imogene zerwała ją jednym
telefonem i euforia, w której Susan żyła przez kilka godzin, nie wierząc we
własne szczęście, prysła jak bańka mydlana. Już, już widziała tęczę na
widnokręgu, ale niebo znowu pociemniało.
Susan była zrozpaczona, ogarnęło ją przygnębienie tak głębokie, że dało
się je porównać jedynie z depresją po śmierci Vance'a. Kiedy, już po
pogrzebie, dotarło do niej, że mąż odszedł na zawsze, straciła wszelką
motywację do życia. Miała ochotę umrzeć i wpadła w taki stan, że mogłaby
umrzeć cicho, we śnie. Człowiek, z którego uchodzą siły witalne, który czuje
się zgorzkniały i zupełnie bezradny, jest w stanie sprowadzić na siebie śmierć.
Czas zaleczył rany, czas i jej nieugięty, pomimo wszystko, charakter.
Uspokoiła się, odzyskała siły, ale nie była zdolna w pełni cieszyć się życiem.
94
R
L
T
Dopiero gdy pojawił się Cord, gdy dotknął ją po raz pierwszy, wróciła radość,
znów zaświeciło słońce, świat ożył, nabrał kolorów. Dotąd egzystowała, Cord
rozpalił w niej żywy ogień.
Minęła dobra godzina, zanim otrząsnęła się z odrętwienia. Zmierć
Vance'a uświadomiła jej, jak łatwo kończy się życie. Człowiek nagle odchodzi
na zawsze, ostatecznie. Ale ona przecież żyła! %7łył Cord. Nie pozwoli mu
wycofać się. To jeszcze nie koniec. Jeśli kogoś naprawdę się kocha, trzeba
walczyć o tę miłość i Susan była gotowa walczyć, choćby przyszło jej
wojować z całym światem. Na szczęście nie musiała wojować z całym
światem, ale wygrać batalię z jednym upartym jak osioł facetem też było wcale
niełatwym zadaniem. Cord musiał jej wysłuchać, od tego zależało jej życie i
tylko to dawało konieczną do walki odwagę.
Przejechała jak burza stary drewniany most na Jubilee Creek, samochód
zatańczył niebezpiecznie, kiedy gwałtownie skręciła na drogę prowadzącą do
chaty i z piskiem opon zatrzymała się tuż za wielką, jaskrawoczerwoną
terenówką. Wyskoczyła z wozu i wpadła jak szalona na ganek. Załomotała
dwa razy pięścią w drzwi i usłyszała przenikliwy gwizd, odwróciła się; Cord
stał nad brzegiem wody, jakieś sto jardów od niej, i dawał ręką znaki, żeby
podeszła. Zamiast zejść jak normalny człowiek po schodkach, zeskoczyła z
ganku i szybkim krokiem pomaszerowała nad zatokę.
Cord likwidował plątaninę poprzerastanych roślin, najwyrazniej starał się
uporządkować otoczenie chaty. Pracował rytmicznie, spokojnie, bez wysiłku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl