[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wznosił się nieustannie pióropusz dymu, upodobniając ją do stworzonego ludzkimi rękami
wulkanu. Piraci nie mieli czasu podziwiać starożytnego miasta. Szybko poprowadzono ich
pod
górę do twierdzy, stojącej tuż obok wielkiej piramidy. Kiedy potężne wrota zadudniły za
nimi,
błękitne niebo na wiele dni zniknęło z oczu piratów. Straże popędziły ich w dół po nie
kończących się kamiennych stopniach, prowadzących do wnętrza góry, na której zbudowano
Ptahuacan. Na koniec dotarli do olbrzymiej sali wykutej w litej skale. Tutaj zdjęto im
kajdany, po
czym skuto jednym, długim łańcuchem przebiegającym przez pierścienie wmurowane w
ścianę.
Piraci mogli teraz jedynie siedzieć lub leżeć.
Potem straż wyszła i jeńcy zostali sami.
Wysoko ponad głowami więzniów wisiały płyty świecącego metalu. Wytworzony przy
pomocy czarów lub zapomnianej wiedzy metal Atlantów jarzył się łagodnym, bladoróżowym
światłem. Sigurd zastanowił się, czy to przypadkiem nie orichalk, ale było zbyt wiele
pilniejszych spraw, by marnować czas na takie domysły.
Raz dziennie przynoszono jedzenie. Kilka wiader tłustej, gorącej brei wylewano do długiego,
cuchnącego koryta biegnącego wzdłuż muru, do którego byli przykuci. Głód szybko
przezwyciężył odrazę i załoga  Czerwonego Lwa chciwie oczekiwała pory posiłku. Cały
autorytet Sigurda pochłaniało powstrzymywanie piratów od bójek o te nieapetyczne pomyje.
Zamknięci w tym wilgotnym miejscu, z dala od widoku słońca i gwiazd zupełnie stracili
rachubę czasu. Nie wiedzieli, czy byli tutaj dni czy miesiące. Nieustannie spierali się o to
pomiędzy sobą, aż w końcu Sigurd nie wytrzymał.
 Zamknijcie się wszyscy!  ryknął.  Doprowadzicie mnie do szaleństwa tym
trajkotaniem. Możemy być pewni, że karmią nas o tej samej porze każdego dnia, tak więc
posiłek
oznacza jeden dzień. Yasunga, ty będziesz odmierzał dni. Znajdz miejsce na ścianie i rób rysę
po
każdym przyniesieniu tej brei.
 Ależ, Sigurdzie  poskarżył się któryś Ophiryjczyk.  Nie wiemy, jak wiele dni
przeminęło. Jedni mówią cztery, inni że pięć, a jeszcze inni sześć lub siedem. Skąd mamy
wiedzieć?
Przerwał, gdy Vanir szczęknął wściekle łańcuchem.
 Zamknij się, albo owinę łańcuch dookoła twego nędznego karku i ścisnę tak, że twój
zawszony łeb odpadnie jak robaczywa tykwa. Każdy może dodawać swoje dni do karbów
Yasungi i dosyć tego! Każdemu, który zacznie o tym gadać, rozwalę czerep jak jajo!
 Ach, jaja!  odezwał się Zamorianin Artanes, z wielkim jak niedzwiedz brzuchem. 
Czego bym nie zrobił za parę tuzinów smażonych jaj&
Z brudu pojawiły się zakażenia. Nie opatrzone rany zaczęły ropieć. Dwóch ludzi zmarło. Tęgi
Shemita, któremu w walce rozbito czaszkę, umarł wrzeszcząc na niewidzialnego wroga.
Drugi
był Murzyn z dżungli południowego Kush, którego spaliła gorączka. Obydwa ciała zabrali
antilliańscy strażnicy.
Z pomocą nawigatora Yasungi, bosmana Singha i dowódcy łuczników Yakova Sigurd starał
się utrzymać ludzi w karności i dobrym nastroju. Było to trudne, gdyż piraci łatwo poddawali
się
niemądrym żalom i wybuchom gniewu pomieszanym z zabobonnym strachem, napadami
przygnębienia lub desperacji. Sigurd nie zawsze mógł sobie z tym poradzić. Jego imię budziło
wprawdzie respekt, ale nie tak wielki jak imię Amry.
Najlepszym sposobem, jaki wymyślił stary pirat, by podtrzymać ludzi na duchu, były
opowieści o przeszłości. Godzinami wspominali więc bitwy, oblężenia i najazdy, w których
brali
udział.
Raz za razem odwoływali się do czynów Conana. Opowiadali sobie, jak u boku pięknej Belit
plądrował Czarne Wybrzeże i zapuścił się rzeką w głąb nieznanej dżungli, gdzie królową
piratów
spotkał przerażający los. Mówili o tym, jak dziesięć lat pózniej Amra pojawił się znów, by
żeglować z barachańskimi piratami i jak zgarniał łupy jako kapitan zingarańskich
bukanierów.
Bez przerwy wspominali fantastyczną karierę swego przywódcy, bohatera tysięcy przygód i
zwycięzcy setek starć, pojedynków i ogromnych bitew.
W końcu jednak nawet Sigurd stracił nadzieję. Ciemny, wilgotny loch o ponurych
kamiennych
ścianach przygniatał ducha zbyt mocno i zbyt długo. Niepewność losu była nie do zniesienia.
Kilkanaście razy Sigurd, z pomocą najsilniejszych ludzi z kompanii, próbował zerwać
wiążące
ich łańcuchy z brązu. Jego ogniwa były jednak twarde i nieustępliwe. Nieustanne szarpanie,
tarcie i wykręcanie jedynie lekko zmatowiło ich powierzchnię.
Ucieczka wydawała się leżeć poza ich możliwościami. Mogli tylko czekać na wypełnienie się
swego losu. I wreszcie czas nadszedł.
Szczęk metalu obudził Sigurda z niespokojnego snu. Zerwał się ze słomy i zobaczył, że salę
wypełniają antilliańscy żołnierze. Piratów rozkuto, kopniakami zmuszano do powstania, po
czym
wiązano im ręce na plecach.
 Co to jest, kapitanie?  mruknął Goram Singh. Sigurd potrząsnął głową.
 Crom i Mitra to wiedzą, bosmanie!  warknął, po czym podniósł głos:  Razniej,
chłopcy! Wyprostujcie się i pokażcie tym parszywym psom, że jesteśmy mężczyznami, choć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl