[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- I nie będziesz musiała przez jakiś czas. Będziesz leżała w łóżku i spala, i
jadła, dopóki się nie wzmocnisz. Emma i Sebjorg zadbają o gospodarstwo. A
twój mąż przypilnuje, byś znów nie uciekła w góry - powiedział i natychmiast
spoważniał. Nie powinien żartować na temat wydarzenia, które się mogło tak
tragicznie zakończyć.
- Gdzie ty byłeś? - Ashild dopiero teraz przypomniała sobie, że spadła
podczas poszukiwania Olego. - Tak się o ciebie bałam...
- Ashild, tak strasznie się wstydzę i tak żałuję tego wszystkiego! - Ole kręcił
głową, wpatrując się w prześcieradło. - Uciekłem przed twymi słowami, bo
trafiłaś w samo sedno. Miałem wyrzuty sumienia. I poszedłem w góry zebrać
ostatnie sidła po zimie. Miałem to zrobić już dawno temu...
- A gdzie jest chłopiec? Musi dostać imię i błogosławieństwo. - Myśli Ashild
nagle pobiegły do synka. - Czy pastor jest we wsi? Nie byłoby dobrze, gdyby...
- Nie wiem. - Ole nie chciał jej jeszcze opowiadać o panu Gunderze. Poza
tym rzeczywiście nie wiedział, czy pastor jest jeszcze we wsi, czy lensman nie
przewiózł go już do Gol. Nie mówił nieprawdy. - Zapytam. Ale jeśli to będzie
trudne, poproszę o pomoc kościelnego. Przeczyta błogosławieństwo i nada
chłopcu imię równie dobrze jak pastor.
- Byłoby jednak lepiej, gdyby to był pastor. - Aza spłynęła z oka Ashild, nie
miała jednak siły, by ją otrzeć. Ole szybko znalazł chusteczkę i wytarł
delikatnie jej blady policzek.
- Oczywiście, że spróbuję znalezć pastora. Najwyżej poślemy po niego
parobka.
- Nie, lepiej już poślij po kościelnego. - Ashild spojrzała na męża prosząco.
W ciągu nocy jej włosy całkiem posiwiały, zauważył nagle Ole.
Rudobrązowy kolor, bez oznak siwienia, zniknął. Biedna, naprawdę musiała
przejść przez piekło...
- Nie możemy czekać. Trzeba go pochować. - Ashild myślała zadziwiająco
jasno. Było na tyle ciepło, że nie mogli długo czekać z pogrzebem. Jeśli
mieliby czekać na przyjazd pastora, nie byłoby to dobre. - Sprowadz
kościelnego.
- Chyba masz rację. Najlepiej będzie go ochrzcić. Ale i tak mu dobrze, ma
krzyż i Biblię na pokrywie skrzynki.
- Jakie imię mu damy?
- A nie mówiłaś, że nazwiemy go...
- Nie, nigdy martwe dziecko nie powinno nosić imienia ojca! - Ashild
poruszyła się niespokojnie, próbując usiąść, lecz skrzywiła się tylko i
zaniechała wysiłku. - Nie wolno nam tego zrobić, Ole!
- Nie, kochanie, oczywiście, że nie. A co powiesz na Johannes? To znaczy:
Bóg jest łaskawy.
- Skąd to wiesz? - Ashild traciła powoli siły i już tylko szeptała.
- Kiedyś powiedział mi to pastor z Roskilde. Uważam, że dobrze pasuje.
- Tak. Johannes, ładnie.
- Powiem teraz Sebjorg, by przyniosła ci coś do jedzenia. - Ole wstał i
otworzył okno. - A ja pojadę po kościelnego. - Gdy mijał lustro, aż się
wzdrygnął na widok swego odbicia. Potargane włosy sterczały mu na wszystkie
strony, twarz pokrywał zarost, a oczy były zaczerwienione i podkrążone. Nie
mógł tak iść do ludzi.
Szybkimi ruchami naniósł nieco wody na włosy i przygładził tak, że
przynajmniej przylegały do głowy. Potem zajął się twarzą. Emma zadbała o
ciepłą i zimną wodę i mimo że ciepła nieco ostygła, dobrze mu zrobiła.
Powinien się ogolić?
- Tak, ogól się... - dobiegły go ciche słowa od strony łóżka. Ashild śledziła
go wzrokiem i zrozumiała, nad czym się zastanawiał.
Ole odwrócił się powoli, z niepewnym uśmiechem na twarzy. Dopiero teraz
zrozumiał, że niebezpieczeństwo minęło...
Rozdział siódmy
Lato na dobre zapanowało w Danii. Buki stały w pełnej krasie liści, trawa
biła w oczy zielenią. Zboże wzrastało na polach wokół majątku Sorholm, który
jaśniał niczym perła w swym otoczeniu. Słońce starało przedrzeć się przez
chmury i oświetlić dziecko biegnące za piłką.
Tej wiosny Johan skończył sześć lat i był już dużym chłopcem, choć z
drugiej strony na tyle małym, że nadal uwielbiał grać w piłkę ze starym
ogrodnikiem. Staruszek też się dobrze bawił, choć nie był już tak sprawny. To
Johan musiał biec po piłkę, jeśli odskoczyła zbyt daleko.
Hannah siedziała na pomalowanej na biało ławce i obserwowała grę. Lubiła
bawić się z Johanem, a teraz, gdy ciąża Birgit stawała się coraz bardziej
widoczna, jeszcze chętniej zajmowała się chłopcem. Oczywiście, zawsze mogła
zabrać go niania, ale dziś Hannah była wolna od obowiązków. Nareszcie
poczuła, że wszystko się uspokoiło i że życie w posiadłości wróciło na utarty
tor.
Zamknęła oczy i obróciła twarz ku słońcu. Nie było wokół nikogo, kto
mógłby ją upomnieć, że się opali. A ona lubiła mieć nieco opalenizny na
twarzy. Przyzwyczaiła się do tego z czasów dzieciństwa w Hemsedal. Jeśli się
dużo przebywa na powietrzu, to naturalne, że policzki stają się ogorzałe.
Zima była długa i bogata w wyzwania. Cały ten czas, który spędzili z
Knutem w Danii, obfitował w przeróżne zdarzenia. Z uczestnictwa w
niektórych chętnie by zrezygnowała... Z dreszczem przerażenia wspomniała
wieczór, gdy nadeszli chłopi z żądaniem wydania im Knuta. To było okropne.
Potem kowal i dręczenie Flemminga. Doktor jeszcze kulał, lecz chociaż
największy szok u niego już minął, był nader spokojny i ostrożny.
Hannah skubnęła falbanki i lekko strzepnęła spódnicę. Nareszcie mogła
przebywać na zewnątrz tylko w sukience, pomyślała, nawet bez szala. Uszu jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl