[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- W takim razie ja też ci coś obiecam. Następnym razem,
118 JESZCZE ZAZWIECI SAOCCE
kiedy będziemy jeść poza domem, spróbuję jeść ostrygi au
naturel.
- Zupełnie zapomniałem!
- O czym? O ostrygach?
- Nie, chodzi o jedzenie poza domem. ZapomniaÅ‚em ci po¬
wiedzieć, że moja siostra i jej mąż zapraszają nas do siebie na
niedzielę. Pójdziemy?
- Jasne. Bardzo bym chciała poznać twoją siostrę.
Paula uznaÅ‚a, że bardzo mu zależy, by poznaÅ‚a Janey. Dosko¬
nale to rozumiała; Max był człowiekiem o silnym poczuciu
więzi rodzinnych, bez przerwy wydzwaniał do rodziców, często
odwiedzał siostrzenice i opowiadał jej o swojej siostrze i jej
rodzinie.
Z jego opowieści Paula mogła wywnioskować, że Janey nie
miaÅ‚a Å‚atwego życia, ale nie wiedziaÅ‚a dokÅ‚adnie, z jakiego po¬
wodu. W ciÄ…gu kilku dni dzielÄ…cych jÄ… od niedzieli psychicznie
przygotowywała się do spotkania z siostrą Maxa. Wiedziała, że
siostry potrafią być zazdrosne, a przez to bardzo krytycznie
nastawione do wybranek braci. Ale wiedziała też, że jeśli siostra
choć trochę przypomina brata, polubi ją natychmiast. Z drugiej
jednak strony Janey tym bardziej mogła nie chcieć widzieć brata
z innÄ… kobietÄ….
Zdenerwowana wsiadÅ‚a do samochodu i niepokój towarzy¬
szyÅ‚ jej przez caÅ‚Ä… drogÄ™ do dużego, zbudowanego w hiszpaÅ„¬
skim stylu domu Owensów, położonego po drugiej stronie
wzgórz św. Izydora.
Kilkunastoletnie córki Owensów kręciły się wokół basenu
w towarzystwie swoich chłopaków; w drugim krańcu ogrodu
barczysty mężczyzna przygotowywaÅ‚ grilla w cieniu pergoli po¬
krytej winną latoroślą.
- To tylko takie zwyczajne rodzinne spotkanie - oznajmił
Max, wysiadajÄ…c z samochodu. - Wszystko bÄ™dzie dobrze, zo¬
baczysz.
JESZCZE ZAZWIECI SAOCCE 119
- Jestem pewna.
- Janey na pewno jest w kuchni i przygotowuje swoje wspa¬
niałe sałatki. Na razie przedstawię ci Johna.
John właśnie polał czymś węgiel drzewny i przytknął do
niego zapałkę; buchnął wysoki płomień. Paula instynktownie
cofnęła się.
- Przepraszam! Nie spaliłem ci brwi? Naprawdę strasznie
przepraszam! - wykrzyknÄ…Å‚ John.
- Nie szkodzi - odparła z uśmiechem. - I tak były zbyt
krzaczaste.
- Nie powiedziałbym.
John wytarł rękę o szorty i serdecznie przywitał się z Paulą.
- Janey jest w domu? - spytał Max.
- Tak, studiuje książkę kucharską.
- Ma jakieś kłopoty?
- Tak, jest wÅ›ciekÅ‚a, bo ktoÅ› jej wylaÅ‚ specjalnie przygoto¬
wany kaczy tłuszcz.
- To naprawdÄ™ straszne.
- Powiedziała, że będzie musiała zastąpić go oliwą.
- Chyba burza już minęła i możemy tam iść.
- Burza? - roześmiał się John. - Zupełnie jakbyś jej nie
znał. Moja żona, a twoja siostra, nie potrafi się gniewać.
WróciÅ‚ do swojego paleniska, a Paula z Maxem po kamien¬
nych schodach udali siÄ™ na taras, skÄ…d przeszli do obszernej,
klimatyzowanej kuchni. Drobna kobieta w szortach i żółtej
bluzce staÅ‚a przy kuchennym stole, zajÄ™ta komponowaniem sa¬
łatek. Nie usłyszała ich kroków.
- Witaj, Janey - powiedział Max.
Odwróciła się zaskoczona i Paula siłą powstrzymała się, by
nie krzyknąć. Janey miała blizny po głębokich oparzeniach,
ciągnące się przez całe ramiona i dochodzące aż do szyi i karku.
Wypadek, który je spowodował, musiał się wydarzyć wiele lat
temu, bo rany przybraÅ‚y już formÄ™ zastygÅ‚ych wÄ™zlastych zgru¬
bień, miejscami przetykanych przezroczystą, wiotką skórą.
120 JESZCZE ZAZWIECI SAOCCE
Paula opanowała się i uśmiechnęła z wysiłkiem.
- Przestraszyliście mnie - rzekła Janey i podeszła do nich,
żeby się przywitać. -Witaj, braciszku! A to musi być...
- Jestem Paula.
Siostra Maxa pocaÅ‚owaÅ‚a jÄ… w policzek i Paula z bliska obej¬
rzała blizny. Wypadek musiał być niezwykle grozny, a Janey
zapewne spędziła w szpitalu kilka bolesnych miesięcy. Ruszała
siÄ™ swobodnie i widać byÅ‚o, że ma za sobÄ… również dÅ‚ugie go¬
dziny gimnastycznych ćwiczeń i rehabilitacji. Jej twarz nosiła
ślady operacji plastycznej.
- Wiem, że to jest strasznie banalne i głupie, ale muszę to
powiedzieć. - Głos Janey był radosny i dzwięczny. - Bardzo się
cieszę, że nareszcie mogę cię spotkać, bo Max bardzo dużo nam
o tobie opowiadaÅ‚. No i rzeczywiÅ›cie zachowaÅ‚am siÄ™ niezrÄ™cz¬
nie, bo postawiłam cię w głupiej sytuacji.
Paula uśmiechnęła się.
- Dam sobie jakoÅ› radÄ™.
- Czy też nieraz miewasz takie wpadki? Mówisz na przykład
dzieciom znajomych, że bardzo urosły, mimo że pamiętasz, jak
bardzo sama tego nienawidziÅ‚aÅ›? Albo mówisz szkolnym kole¬ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl