[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tonem.
Lubił z niej kpić. Ich wspólna przyjaciółka Solange twierdziła, że
to kwestia wychowania: Dalil nigdy nie brał dziewczyn na poważnie.
Mirna zapytała go w odwecie, kiedy przedstawi jej swoją śliczną
kuzynkę Leilę, grającą na tubie w orkiestrze Beaux - Arts (Paryska
Akademia Sztuk Pięknych).
Dalil zrobił przerażoną minę i zaproponował szybko kawę. To
było w jego zwyczaju: kiedy tylko rozmowa schodziła na jakiś śliski
temat, rzucał coś z innej beczki, aby uniknąć odpowiedzi na
niezręczne pytanie. Podał jej kubeczek, a ona zagłębiła się z lubością
w białym, skórzanym fotelu naprzeciwko jego biurka.
Dalil był najlepszym kumplem jej brata. Ona sama zaś nigdy nie
mogła znalezć z nim wspólnego języka, głównie z powodu jego
narcyzmu i mizoginii, z którymi jako zażarta feministka nie mogła się
pogodzić. Mimo wszystko jednak narodziła się między nimi swego
rodzaju przyjazń i od jakiegoś czasu, szczególnie kiedy byli sami,
udawało im się spokojnie rozmawiać. Tylko oni wiedzieli o tym
serdecznym porozumieniu.
Mirna podmuchała na kawę i zapytała o wystawę. Udało się,
przyszło na nią sporo osób. Dalil nie żałował decyzji wystawienia
malarstwa Ernesto Diaza. Mirna wolała osobiście kolaże tego artysty,
ale ich opinie różniły się tu jak zwykle; Dalil uważał, że płótna Diaza
zawierają więcej dojrzałości i wrażliwości.
- Nie chciałbyś iść ze mną na obiad? - zapytała Mirna dopijając
kawę.
Wskazującym palcem starannie wybrała z dna kubeczka
niezupełnie rozpuszczony cukier.
- Przykro mi, ale jestem tu sam aż do trzeciej. O czym chciałaś ze
mną porozmawiać?
- Kiedy planujesz następną wystawę?
- Za dwa miesiące. Chciałem wystawić pudełka Wernera
Larssena.
- Brata Liselotte?
Mirna nie ukrywała zdziwienia. Sekret był zachowany do końca,
nawet Hanif nie zdradził się przed nią.
- Tak. To sympatyczny facet. Trochę szalony, ale ciekawi mnie
to, co robi. Myślę, że się spodoba. Wernisaż odbędzie się w drugiej
połowie maja.
- Nie chce mi się wierzyć, że pozostaliście w kontakcie.
Poczuła się trochę oszukana. Dalil zwierzył się z pewnością ze
swych zamiarów Hanifowi. A ten nie pisnął nawet słowa. Brat był
tchórzem w kwestii uczuć.
- Mailowym. Kiedy pojechałem do Sztokholmu, aby spotkać się
z nim i wybrać dzieła na wystawę, spotkałem przy okazji Liselotte - w
oczach Dalila pojawił się niepokój; zorientował się, że teren zaczyna
być niepewny.
Mirna kiwnęła głową, dziękując mu tym samym za okazany takt.
Na całe szczęście wspomniał o jej dawnej przyjaciółce, wielkiej
miłości jej życia, w momencie kiedy byli sami, więc łatwiej jej było
opanować ból. Potrzebowała czasu na odsunięcie wspomnień,
ukojenie smutku i cierpienia i zachowanie w pamięci wyłącznie
pięknych chwil spędzonych w tym związku. Liselotte. Mirna
przypomniała sobie pewien słotny, wiosenny dzień, jej szalony
śmiech, kiedy wiatr porywał parasol, flip flop tenisówek w kałużach,
jej chłodne usta na swojej szyi, zapach kokosowego szamponu w jej
długich, prostych włosach blond, których końcówki łaskotały Mirnę,
gdy się całowały.
- Co u niej słychać?
Nie myślała, że uda jej się powiedzieć to tak obojętnie. Rozstanie
z Liselotte było najboleśniejszym doświadczeniem jej życia.
- Robi kolaże.
- Wystawisz je?
- Nie od razu - rzekł. - To, co widziałem, jest obiecujące, ale...
musi jeszcze popracować. Pytała, co u ciebie, i powiedziałem jej o
Popadom & Co. Zachwyciła się.
- A zatem zmieniła zdanie, bo kiedy byłyśmy razem, mówiła coś
zupełnie innego. Masz jeszcze trochę kawy?
Dalil napełnił kubek, który mu podstawiła.
- Powiedz mi, co zamierzasz...
- Chciałabym zasugerować ci zmiany w organizacji wernisaży i
powierzenie mi oprawy gastronomicznej kolejnego. Sam przyznasz,
że orzeszki ziemne na plastikowych talerzykach, niezbyt świeże
bakalie i do tego czerwone wino, to nudne i bez polotu.
- Owszem, to może i dobry pomysł, ale nie stać mnie na taki
catering. Wiesz, że uwielbiam kuchnię twojej matki...
- Tej galerii brakuje rozmachu - z ożywieniem mówiła Mirna,
gestem zmuszając go do ciszy. - Temu miejscu trzeba nadać
osobowość, zrobić z niego miejsce spotkań kulturalnych i dlaczego
nie - kulinarnych. Niekoniecznie indyjskich zresztą. Ozdobić wernisaż
czymś, co przyda wartości i galerii, i eksponowanemu artyście.
- Moim zdaniem galeria jest jak puzderko na biżuterię. W końcu
to klejnot jest ważny, a nie opakowanie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl