[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tknięcia gładkiej skóry.
- Sypialnia - jęknął, zatapiając twarz w jej włosach.
Chciał, by ten pierwszy raz z Hilary był wspaniały.
- Nie... tutaj... teraz - szepnęła.
- Co? - zapytał, nie wierząc własnym uszom.
- Proszę, Devlin. - Jej usta rozpalały go do czerwono-
ści.
- Ale...
Nie mówiąc nic więcej, pociągnęła go za sobą na pod-
łogę..
Chciał zaprotestować, nic jednak nie powiedział. Co
się nagle stało pannie Nietykalskiej?
W jednej sekundzie zniknęły ubrania. Dotykał i cało-
wał jej ciało, wdzięczny Za to, co mu daje. Miała gładką
jak aksamit skórę. Jego dotyk był uspokajający, lecz zara-
zem prowokujący ją do reakcji. Ile razy muskał językiem
twardniejące sutki, tyle razy Hilary wydawała cichy
okrzyk rozkoszy.
S
R
Przylgnęła do niego, poddając się wrażeniom. Doznała
uczucia pierwotnej żądzy, ogarniającego ją z wolna szału.
Nawet gdyby chciała się powstrzymać, nie mogłaby tego
zrobić. Nie zrobi tego, na pewno nie w tej chwili. Wzra-
stała w nich żądza i choć z nią walczyli, ani jedno, ani
drugie nie mogło znieść tego napięcia. Nigdy nie lubiła
ryzykować i nie ryzykowała, aż do tej chwili. Być może
Devlin czuje to samo, co ona. Nie mogła się teraz wyco-
fać. Chciała wszystkiego. Chciała jego.
Poczuła na sobie palący dotyk jego rąk. Gorące usta
i pocałunki przyprawiały ją o zawrót głowy. Skóra Devli-
na była niczym rozgrzana stal. Rozkoszowała się doty-
kiem ciemnych, jedwabistych włosów, pokrywających
jego piersi. Przesuwała po nich ręką, sięgając dołu
brzucha i ud.
Pieścił ją, aż jęczała, wijąc się pod jego dotykiem. Pra-
gnęła go. Chciała mu dostarczyć tej samej przyjemności.
Chciała, by tak samo jej pragnął. Nozdrza Hilary wypeł-
nił zapach męskiego ciała, którego nigdy już nie zapomni.
Wargi Devlina zmieniły się w ogień. Oddychali szybko,
chrapliwie, a mięśnie naprężały się z rozkoszy. Wszedł
w nią jednym silnym, głębokim pchnięciem.
Westchnęła czując, jak doskonale ją wypełnia. Jeszcze
nigdy nie czuła się tak cudownie. Ukrył twarz na jej karku
i szeptał niezrozumiałe słowa. Oboje poruszali się jed-
nym rytmem coraz szybciej, aż rozkosz stała się niemal
nie do zniesienia. Razem osiągnęli szczyt upragnionego
spełnienia. Hilary zdała sobie sprawę, że ciężar jego ciała
przyprawia ją o dreszcz rozkoszy.
Słodkie brzemię, pomyślała, uśmiechając się do siebie.
- Czasami doprowadzasz mnie do białej gorączki -
powiedział stłumionym głosem, całując ją w kark. - Wła-
ściwie to za każdym razem.
S
R
- Dziękuję - odparta skromnie, wybuchając śmie-
chem:
Ich cichy początkowo śmiech stawał się coraz głośniej-
szy. Próbowali w ten sposób rozładować napięcie. Po
chwili uspokoili się. Spoczywali bezpieczni w swoich ra-
mionach, a wszelkie wątpliwości i żale z powodu niepo-
rozumień zniknęły. Obiecała sobie, że nigdy więcej do
nich nie powróci. To, co najgorsze, minęło. Zaakceptuje
go takim, jakim jest.
- Chyba powinienem się teraz zachować jak dżentel-
men.
Przekręcił się na plecy, pociągając ją za rękę.
Skrzyżowała ręce na jego piersi, bawiąc się czarnymi
włosami.
- Czy mam być damą?
- Broń Boże! - Przesunął palcami wzdłuż pleców
i pośladków i przycisnął jej uda do swoich. - Zawsze mo-
żesz być na mnie bardzo zła.
- Dobrze. - Wyprostowała się, całując go delikatnie
w usta. Zaparło mu dech w piersiach. Jej usta były czułe,
gorące, nabrzmiałe.
- A propos, czy miałaś coś dzisiaj do zrobienia? - spy-
tał Dev.
Była prawie druga po południu. Siedzieli w kuchni.
Głód zwyciężył potrzebę miłości. Hilary miała na sobie
figi i jego podkoszulek. Dev był ubrany w dżinsy. Oparty
o stół, przyglądał się dziewczynie i stwierdził, że wyglą-
da niewiarygodnie seksownie.
- Nie. A ty miałeś jakieś plany? - Zadała to samo py-
tanie, otwierając lodówkę. Schyliła się, by coś z niej wy-
jąć.
- Nie rób tego! - krzyknął, czując wzrastające podnie-
cenie wywołane jednym niewinnym ruchom.
S
R
Odwróciła się.
- Co mówisz? Chcesz trochę mięsa, które zostało
z przyjęcia?
- Oczywiście! - Uśmiechnął się. Lepiej nie mówić jej
o wrażeniu, jakie w nim wywołuje. Może już nigdy wię-
cej by tego nie zrobiła. - Jestem taki głodny, że zjadłbym
konia z kopytami.
- Mam taki jeden przepis na konia....
- Może innym razem. - Ani przez chwilę nie wątpił, że
byłaby w stanie przyrządzić nawet konia z kopytami. -
Czy ty nigdy nie jadasz zwykłego barowego żarcia?
- Dziadek często zadaje mi to pytanie. - Podeszła do
piekarnika. Podziwiał, z jaką gracją robi najprostsze rze-
czy.
- Wyjeżdżasz ze mną - ogłosił nagle, przypominając
sobie cel swojej wizyty.
Uśmiechnęła się.
- Przypuszczam, że będę musiała, bo jak się nie zgo-
dzę po dobroci, uciekniesz się do jakiegoś paskudnego
podstępu.
Zachichotał.
- Masz rację.
Zajętą przygotowywaniem posiłku spytała:
- Dlaczego nazwałeś swój jacht  Madeline Jo"?
Przerażenie ścisnęło mu gardło. Co o nim pomyśli, je-
śli opowie jej całą tę historię? W duchu nie chciał się
przyznać, że tak bardzo mu na niej zależy. Wszystko jed-
no, co inni o nim sądzą. Dla nich może być nawet najgor-
szym sukinsynem. Teraz liczyło się zdanie Hilary. Kiedyś
przez myśl by mu nie przeszło, że jej opinia będzie miała
taką wartość, dziś nie mógł sobie wyobrazić odwrotnej
sytuacji.
Podszedł do Hilary, odgarnął jej z twarzy włosy i oparł
brodę na jej ramieniu.
S
R
- Nazwałem go tak, by przez całe życie pamiętać
o swojej głupocie, przez którą pewien człowiek stracił ży-
cie. Nie chcę, żeby to się kiedykolwiek powtórzyło.
- Opowiedz mi o tym - poprosiła nieśmiało.
Opowiedział jej historię, jaka się wydarzyła tamtego
lata. Mówił też o gnębiących go wyrzutach sumienia.
Słuchała uważnie, a kiedy skończył, położyła mu ręce na
ramionach.
- Zapomnij o tym - powiedziała ze współczuciem. -
To był najzwyklejszy w świecie wypadek. Minęło już tyle
lat, najwyższy czas, byś skończył pokutę i wrócił do świa-
ta.
. - Naprawdę tak sądzisz? Czy wiesz, jakie to jest uczu-
cie być odpowiedzialnym za czyjąś śmierć?
- Nie. - Uśmiechnęła się łagodnie. - Ale to wcale nie
znaczy, że nie mogę być obiektywna. Nie zmienisz prze-
szłości i już go nie ożywisz. Wystarczająco długo rozpa-
czałeś. Masz prawo zająć się własnym życiem.
- Ale ja lubię moje życie - odparł. - Nie chcę w nim
niczego zmieniać.
- Więc nie zmieniaj. Po prostu bądz sobą.
Zaniepokoiły go te słowa. Zwiat jego wartości legł
w gruzach. Nie chciał, by w Hilary wygasły uczucia,
ja-
kie go niego żywiła, z drugiej jednak strony nigdy by się
nie spodziewał, że będzie go próbowała usprawiedliwić
za tak poważny występek.
Pocałowała go.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
- Jakie pytanie? - spytał roztargniony.
Przylgnęła do jego piersi i gładziła jego ramiona, odry-
wając w ten sposób od wspomnień z przeszłości.
- Czy miałeś dziś coś do zrobienia?
S
R
- Jakiś rejs, może dwa... - Na szyi czuł jej palące usta,
na nowo rozbudzające pożądanie., - Jak długo to się bę-
dzie piekło?
Odwróciła się. Usłyszał odgłos otwieranego piekarni-
ka.
- Jeszcze długo.
- Nigdy cię nie zranię - powiedział, przysięgając sobie
w duchu, że dotrzyma obietnicy. Wyczuł, że Hilary mu
zaufała, a on nie chciał zawieść jej zaufania. Nie może so-
bie na to pozwolić.
Przytuliła się do niego. Trzymał ją w objęciach, czując,
jak narasta w nim pożądanie, gwałtowniejsze i silniejsze
niż za pierwszym razem. Kiedy chciał ją poprowadzić do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl