[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się chwilę wcześniej. Znać to po tym, jak ona patrzyła
przez obiektyw. Nie lubię tego zdjęcia. Jens wygląda na
szczęśliwego w sposób, który nie może trwać.
Zauważyłem to, kiedy składaliśmy razem suchą po-
ściel w pokoju mamy - Lisette zdjęła obrączkę, pasek
bladej skóry odcina się od opalenizny palca.
- Kaj się rozchoruje od tych much - odzywa się, żeby
odpędzić moją dłoń zbliżającą się do jej karku.
Niecierpliwymi dłońmi wygładza każdą nierówność
na spranych poszewkach i układa je stosami na łóżku
mamy. Może zdejmuje obrączkę, bo palce jej puchną od
gorąca? A może sama się zsunęła i wpadła do odpływu
w piwnicy, kiedy Lisette robiła pranie?
- Bakterie - ciągnie Lisette z irytacją - twoja siostra
nigdy nie słyszała o bakteriach?
90
Mięśnie pod cienką bluzką napięte, utkwiłem wzrok
w niebieskich esach floresach wchodzących jej na plecy
chaotycznymi kręgami. Ale Kaj choroby się nie imają.
Ona nie ustoi w miejscu wystarczająco długo, by bak-
terie i wirusy zdążyły się zagniezdzić. Albo jest zaim-
pregnowana całym brudem staroci, którymi zawala swój
pokój. Od gratów aż się tam przelewa, jakby miały sta-
nowić zaporę przed światłem, na wypadek, gdyby coś
zaczęło przeciekać.
Właściwie pokój Kaj nie jest zagracony, tylko ciasny.
Porządek jest usystematyzowany - jeśli coś przesuniesz,
Kaj natychmiast odstawi to na krążek wycięty w kurzu na
półce. Musiała splądrować mój pokój, po tym jak mama
wykopała mnie z domu. Moja dawna sypialnia jest lu-
strzanym odbiciem jej własnej, u mnie te same meble,
ten sam widok, ale brakuje rzeczy, mimo że prawie nic
ze sobą nie zabrałem, wyjeżdżając. Kaj musiała wynieść
wszystko do siebie, to taki sposób na zatrzymanie mnie.
Co sobie pomyślała, kiedy tak po prostu zniknąłem? Bez
żadnych wyjaśnień z czyjejkolwiek strony. Bez ostrzeże-
nia, jak kiedy się wpada pod lód.
Opowiadam Lisette o śnie. %7łe pewnego dnia muchy
Kaj rozsadzają słoiki, wypełniają dom, a potem ulatniają
się przez ściany jak trujący gaz. I że wykorzystują wol-
ność, żeby zapełnić ziemię swym potomstwem. Bzyczące,
apokaliptyczne roje.
- Jak ci idzie nauka? - przerywa mi, żeby uciąć
gadkę o muchach, od której cierpnie jej skóra na szyi. -
91
Krystian, obiecałeś, że nie rzucisz. Pamiętasz chyba? -
mówi, drapiąc się długimi paznokciami po szyi, tak że
zostają jasne pręgi.
Pamiętam. I to, że ludzie, którzy nie dotrzymują obiet-
nic, należą do najniższej kasty, wiem, że Lisette tak
uważa.
- Mieli trudności ze znalezieniem personelu na noc-
ny dyżur, więc zostałem trochę dłużej, niż zamierza-
łem - tłumaczę.
- Pewnie, to dobrze. Dobrze, ze się poświęcasz. Nie za-
pomnij tylko i bądz też trochę sprytny, Krystian - upo-
mina - żebyś nie skończył jak Jens.
Darowałem sobie pytanie, co ma na myśli. Jaskółki
szybują wokół po jasnym wieczornym niebie, ich ostry
krzyk przecina ciszę. Lisette siada na łóżku mamy, wzro-
kiem szuka okna.
- Niezbyt to samodzielne, chyba... tak iść w ślady
mamy - wyznaję.
Lisette unosi brwi i zakłada ręce na piersiach.
- Jak to? To w czyje ślady chciałbyś pójść? - pyta. -
W Jacka, tak? Chyba dość, że Jens tak zrobił. Zawsze w dro-
dze, nigdy do niczego nie dojdzie.
Z jednej pracy do drugiej, nigdy dłużej niż pół roku
w jednym miejscu, to fakt, z tatą tak było bez prze-
rwy, a w Jensie jest ten sam niecierpliwy rytm. Ale zmie-
rzanie donikąd - na swój sposób dotyczy to chyba nas
wszystkich? A mnie bardziej niż innych. Praca, jedzenie,
sen. Myślenie o Kaj, tęsknota za Lisette, myślenie o Lisette,
tęsknota za Kaj. To wszystko, czym się zajmuję. A ty, Lisette?
Dokąd podążasz? Nie ruszając się nawet na milimetr...
92
Nie mogę się powstrzymać, żeby nie patrzeć na jej rękę
spoczywającą na biodrze. Na brakującą obrączkę - białą
skórę wokół serdecznego palca.
- Będziesz lubiany - mówi. - Zostaniesz bardzo do-
brym ginekologiem, Krystian, kiedy już wreszcie skoń-
czysz te wszystkie kursy. Pacjentki cię polubią.
Zamykam szafę z praniem, które pachnie morzem
i dłońmi Lisette.
- Nigdy sobie nie pomyślisz, że o kobietach wiesz już
wszystko, prawda? - uśmiechnęła się i zdrapała trochę opa-
lonej skóry, która jej się łuszczy na udzie. - Nie spodzie-
waj się tylko, że Jens kiedykolwiek zrozumie twój wybór...
Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek widział
u Lisette taki wyraz twarzy. Jakby była niepewna? Za-
żenowana?
- ...akurat tej specjalizacji. Albo ściślej rzecz ujmu-
jąc - dodaje - nie podobałoby mu się, gdybym ja poszła
do ginekologa mężczyzny.
Rozciera skórę w palcach i pozwala, by jej płatki opadły
na podłogę.
- Jens jakoś nie rozumie, że facet może siedzieć mię-
dzy nogami kobiety, nie...
Słowa zawisły między nami w powietrzu. Nie - co?
Nie częstując się? To miała na myśli? To na to mu po-
zwala, chociaż wolałaby, żeby ją to ominęło?
- Chodzi mi o to, czy możesz sobie wyobrazićJensa... -
Pyta Lisette, strzelając tymi wielkimi błękitnymi oczyma.
Nie. Lepiej nie. Odwracam wzrok. Gotowe, wszystkie
prześcieradła w ładnych stosikach, nie mam ochoty dłu-
żej tu stać.
93
- Mogę przyjechać do ciebie do domu wieczorem? -
pytam, kiedy wstała z łóżka, szybko, zanim zdążę zmie-
nić zdanie.
Ona wpatruje się we mnie.
- Jak to? Dzisiaj wieczorem? - pyta, poprawiając
szorty w talii.
Kiwam głową.
- Nie - ucina.
- Dlaczego nie? - naciskam, zrenice Lisette zwężają
się w świetle jak kurczące się wyspy na lodowobłękitnych
morzach.
- Dlatego, Krystian, chyba sam rozumiesz...? - gładzi
mnie pospiesznie po policzku, dłoń jest ciepła i pachnie
smażoną rybą, chcę ją zatrzymać, ale ona już odsuwa
rękę od mojej skroni.
Lisette poprawiła narzutę dwoma szybkimi ruchami.
Wygładza i wygładza, strząsa moje pytanie. Muszę-już-
do-domu, robi-się-pózno, dziewczynki-muszą-iść-spać,
ulubiony-serial-w-telewizji... - wylicza i jeszcze raz pod-
chodzi do łóżka, żeby się upewnić, że kapa mocno naciąg-
nięta na materacu nie ma ani jednej fałdki. %7łeby mama
sobie czegoś nie pomyślała. W rzeczy samej zrobiliśmy
to tu, w jej łóżku. Tamtym razem, który nigdy nie powi-
nien mieć miejsca. Dlaczego akurat tutaj? Jakbyśmy się
prosili, żeby nas nakryto.
- Po co właściwie Kaj te muchy? - pyta, mijając mnie
w drzwiach. - Do udekorowania tortu dla Jacka na pięć-
dziesiąte urodziny, co?
Wybałuszyłem na nią oczy.
94
- %7łartowałam, Krystian! - śmieje się. - Chyba
rozumiesz?
Muchy. Szybkość, z jaką się rozmnażają. Jak szczury
i myszy, bez żadnego oporu. Kaj powiedziała, że istnieje
taka niepozorna mucha-pasożyt, która w odróżnieniu
od innych gatunków słyszy. To jest przystosowanie, żeby
wyłapywać granie świerszczy, ponieważ one stanowią
dla nich organizm żywicielski, w ich ciele składają jaja.
Jeśli Kaj usłyszy o torcie, o udekorowaniu go muchami,
na pewno to zrobi, tłumaczę Lisette, kiedy schodzimy na
parter. Zatrzymała się w pół kroku, rozłożyła ręce.
- Słucham? I to będzie moja wina?!
- Nie musisz poddawać jej więcej pomysłów, dosyć ma
własnych - proszę.
Lisette zawraca na schodach i znów wchodzi na górę,
z trzaskiem i bez pukania otwiera drzwi do pokoju Kaj. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl