[ Pobierz całość w formacie PDF ]

państwa, Chancellor przekonał Elizabeth, że inteligentna polityka podatkowa wymaga
założenia dobroczynnej fundacji. Zrobił na matce wrażenie przedstawiając jej wszystkie
obliczenia - włącznie z przypuszczalnymi kosztami ewentualnych procesów antytrustowych -
i uzyskał jej zgodę na Fundację Scarwyck. Został mianowany prezydentem, zaś jego matka
prezesem rady. Chancellorowi nie było sądzone zostać bohaterem, ale jego dzieci z
pewnością docenią gospodarczą i kulturalną działalność ojca.
Z Fundacji Scarwyck płynęły pieniądze na rzecz upamiętnienia wojny; na ochronę
rezerwatów indiańskich; na Słownik Wielkich Patriotów, który miał być rozprowadzony po
wybranych szkołach podstawowych; na Kluby im. Rolanda Scarletta - sieć obozów
młodzieżowych propagujących życie na łonie przyrody i chrześcijańskie zasady swojego
patrona - demokraty i członka Kościoła episkopalnego. I na setki innych podobnych
przedsięwzięć. Nie można było wziąć gazety do ręki nie natykając się na jakiś nowy projekt
finansowany przez Scarwyck.
Rzut oka na artykuły umocnił zachwianą wiarę Chancellora w siebie, ale tylko na
chwilę. Zza drzwi gabinetu dobiegł go dzwonek telefonu sekretarki i natychmiast
przypomniała mu się rozmowa z rozzłoszczoną matką. Od wczoraj rano próbowała znalezć
Ulstera.
Chancellor podniósł słuchawkę interkomu.
- Proszę jeszcze raz zadzwonić do mojego brata, panno Nesbit.
- Dobrze, proszę pana.
Musiał znalezć Ulstera. Matka była nieugięta. %7łądała spotkania z Ulsterem jeszcze tego
popołudnia.
Usiadł w fotelu i ponownie spróbował prawidłowo oddychać.
59
Masażysta powiedział, że to dobre ćwiczenie, kiedy się siedzi.
Wziął głęboki oddech wypychając żołądek maksymalnie do przodu. Zrodkowy guzik
marynarki odskoczył i upadł na miękki dywan, odbiwszy się od fotela między nogami
Chancellora.
Cholera!
Panna Nesbit połączyła się z nim przez interkom.
- Tak?
- Pokojówka w domu pańskiego brata powiedziała, że jest on już w drodze do pana,
panie Scarlett. - Z głosu panny Nesbit przebijała duma z dokonanego dzieła.
- Czy to znaczy, że cały czas był w domu?
- Nie wiem, proszę pana. - Panna Nesbit była urażona.
Ulster Stewart Scarlett zjawił się po dwudziestu męczących minutach.
- Wielki Boże! Gdzieś ty był? Matka próbuje cię znalezć od wczoraj rano. Dzwoniliśmy
wszędzie!
- Pojechałem do Oyster Bay. Czy któremuś z was przyszło do głowy tam zadzwonić?
- W lutym? Oczywiście, że nie...! A może jej i przyszło, nie wiem.
- I tak byście mnie nie znalezli. Byłem w jednym z letnich domków.
- Co u licha tam robiłeś? W lutym?
- Powiedzmy, że inwentaryzację, braciszku... Aadne biuro, Chance. Nie pamiętam,
kiedy tu byłem po raz ostatni.
- Jakieś trzy lata temu.
- Co to za cuda?
- Najnowsze wyposażenie. Zobacz... Tu jest elektryczny kalendarz, który zapala się w
określone dni, żeby przypomnieć mi o spotkaniach. A to interkom, który połączony jest z
osiemnastoma biurami w tym budynku. Tutaj mam prywatną linię...
- Dobra. Jestem pod wrażeniem. Ale nie mam zbyt dużo czasu. Pomyślałem, że
chciałbyś wiedzieć... Być może się ożenię.
- Co... Ulster, jak mi Bóg miły! Ty żonaty? Zamierzasz wziąć ślub?
- Wydaje się, że wszyscy tego pragną.
- Kto to, na miłość boską?!
- Och, przeprowadziłem selekcję, stary. Nie martw się. Ona się spodoba.
Chancellor chłodno przyjrzał się bratu. Był przygotowany na wiadomość, że Ulster
wybrał jakąś kurewkę występującą na Broadwayu u-%7łiegfelda albo jedną z tych ostrzyżonych
po męsku, nawiedzonych pisarek, noszących czarne swetry i bywających u niego na
przyjęciach.
- Spodoba się komu?
- No cóż, wypróbowałem większość z nich...
- Nie obchodzi mnie twoje życie erotyczne! Kto?
- A powinno. Przyjaciółki twojej żony - mężatki i panny w większości są kiepskie w
łóżku.
- Powiedz mi po prostu, kogo wybrałeś.
- Co byś powiedział na małą Saxonów?
- Janet...! Janet Saxon! - wykrzyknął zaskoczony Chancellor.
60
- Myślę, że ujdzie - mruknął Ulster.
- Ujdzie! No co ty, ona jest cudowna! Matka będzie uszczęśliwiona. Ona jest po prostu
fantastyczna!
- Ujdzie. - Ulster był dziwnie małomówny.
- Ulster, nie masz pojęcia, jak się cieszę. Oczywiście oświadczyłeś się jej. - Było to
stwierdzenie, nie pytanie.
- Jak możesz tak myśleć...? Nie miałem przecież pewności, czy zostanie
zaakceptowana.
- Rozumiem, co masz na myśli... Jestem pewien, że tak.
Powiedziałeś mamie? Czy to dlatego wydzwania tu w takiej histerii?
- Nigdy nie widziałem matki w histerii. Musi to być niezły widok.
- Powinieneś do niej natychmiast zatelefonować.
- Dobrze. Daj mi minutę... Chcę ci coś powiedzieć. To sprawa osobista. - Ulster usiadł
niedbale na krześle przed biurkiem.
Chancellor znał swego brata i wiedział, jak niechętnie porusza sprawy osobiste.
Zaniepokojony usiadł na swoim miejscu.
- O co chodzi?
- Pojechałem do Oyster Bay, żeby przemyśleć pewne sprawy...
Nadchodzi wreszcie kres tych bezcelowych, szalonych czasów. Nie skończą się z dnia
na dzień, ale nie potrwa to już długo.
Chancellor uważnie przyjrzał się bratu.
- Nigdy nie słyszałem cię mówiącego w ten sposób.
- Samotność w letnim domku sprzyja rozmyślaniom. %7ładnych telefonów, żadnych
natrętów... Och, nie obiecuję Bóg wie czego.
Nie muszę. Ale chcę spróbować... A ty chyba jesteś jedyną osobą, do której mogę się
zwrócić.
Chancellor Scarlett był wzruszony.
- Co mogę dla ciebie zrobić?
- Chciałbym dostać jakąś posadę. Na początku nieoficjalnie.
Nic zobowiązującego. %7łeby zobaczyć, czy coś mnie zainteresuje.
- Oczywiście! Załatwię ci pracę u nas! Wspaniale, będziemy razem pracować.
- Nie. Nie tu. To byłby tylko kolejny prezent. Nie. Chcę zrobić to, na co powinienem się
zdecydować dawno temu. To, co ty zrobiłeś. Zacząć od domu.
- Od domu...? Cóż to za posada?
- Mówiąc w największym skrócie, chcę się dowiedzieć wszystkiego o nas. O rodzinie.
O Scarlattich. Działalność, interesy, te rzeczy... Ty tak zrobiłeś i zawsze cię za to
podziwiałem.
- Naprawdę? - Chancellor był przejęty.
- Tak... Zabrałem ze sobą do Oyster Bay dużo materiałów.
Sprawozdania i papiery, które wziąłem z biura mamy. Współpracujemy dużo z tym
bankiem w centrum, prawda? A niech to, jak on się nazywa?
- Waterman Trust. Mają pieczę nad wszystkimi zobowiązaniami finansowymi firmy
Scarlatti. Od lat.
- Może mógłbym tam zacząć... Nieoficjalnie. Kilka godzin dziennie.
61
- %7ładen problem! Załatwię to dziś po południu.
- Jeszcze jedno. Myślisz, że mógłbyś zadzwonić do mamy...
Zrób to dla mnie. Powiedz jej, że już do niej jadę. Nie będę sobie zawracał głowy
telefonowaniem. Możesz wspomnieć o naszej rozmowie. Powiedz jej o Janet, jeśli chcesz. -
Ulster Scarlett stanął przed bratem. Było w nim coś skromnie bohaterskiego. Błędny rycerz,
który usiłuje odnalezć swoje korzenie.
Takie przynajmniej wrażenie odniósł Chancellor. Wstał z fotela i wyciągnął dłoń.
- Witaj w domu, Ulsterze. To dla ciebie początek nowego życia.
- Tak, myślę, że masz rację. Nie zmienię się z dnia na dzień, ale początek już jest
zrobiony.
Elizabeth Scarlatti trzasnęła dłonią o biurko.
- Przykro ci? Przykro? Nie zwiedziesz mnie ani na chwilę.
Jesteś nieprzytomny ze strachu, i słusznie! Ty cholerny głupcze! Ty ośle! Myślałeś, że
co robisz? %7łe to zabawa? Dziecinne igraszki?!
Ulster zacisnął palce na oparciu sofy, na której siedział, i powtarzał nieustannie w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl