[ Pobierz całość w formacie PDF ]

opanować dygotu. Serce biło jej mocno i szybko.
A więc była w stanie widzieć duchy! Nigdy właściwie tego nie pragnęła,
w dzieciństwie, a nawet pózniej, trochę bała się ciemności. Pocieszała się tyl-
ko tym, że na pewno utraci tę zdolność, kiedy odłoży na miejsce ów straszny
magiczny znak.
Rozejrzała się, ale nikogo nie dostrzegła. Dzięki Bogu, dom był przecież stary
i wiele mogło się tu wydarzyć.
Móri leżał jak przedtem. Tiril wiedziała, że do jednego ze znaków przypisana
jest długa formuła, jakaś historia o Jezusie i Maryi. Co z tego, skoro nie mogła jej
sobie przypomnieć? Młotem Tora także należało się posługiwać wraz z zaklęciem,
ale miała nadzieję, że i bez tego runy zadziałają.
Najwidoczniej się pomyliła.
Uklękła przy swym niezwykłym przyjacielu. Ujęła go za rękę, by przekazać
mu choć trochę swej siły. Dłoń Móriego była lodowato zimna, ale ręce zawsze
miał chłodne, i widziała przecież, że oddycha.
Ogarnęła ją czarna rozpacz.
Zapomniała o kobiecie, o której zamierzała mu opowiedzieć, o tym, że chcia-
ła się przyznać do zabrania jednego z jego magicznych znaków, i przeżyciu tego,
przed czym tak bardzo chciał ją uchronić. Zapomniała o podnieceniu wywoła-
nym tym, co widziała. I o postanowieniu, że przekona go, iż wszystkie jego wizje
podziemnego świata były jedynie wytworami wyobrazni, że musi przestać o nich
mówić, bo inaczej ludzie zaczną myśleć, że oszalał.
Zamiast tego pogrążyła się w bezdennej rozpaczy.
Następnego wieczoru mieli przecież wyjechać! Erling wszystko przygotował,
musieli uciekać z Bergen.
Jedno spojrzenie rzucone na Móriego wystarczyło, by stwierdzić, że podróż
absolutnie nie wchodzi w rachubę. Móri nigdzie nie mógł jechać.
132
Konno? Przez wiele dni? Przecież on nie jest w stanie podnieść się z posłania!
 O, Móri, Móri, najdroższy przyjacielu!  jęknęła.
Płacz ściskał ją za gardło, nie potrafiła znalezć wyjścia z tej beznadziejnej
sytuacji.
A jeśli Erling będzie nalegał na wyjazd? Czy mają zostawić Móriego samego?
Czy Erling może przypuszczać, że ona opuści przyjaciela w potrzebie?
Pogładziła go po czole opalonym islandzkim słońcem. Skóra była wilgotna od
potu, lepiły się do niej ciemne włosy.
Za wszelką cenę musi pohamować płacz.
Powinna była być przygotowana na taki rozwój wydarzeń, niestety nie przy-
szło jej to do głowy.
Nagle kątem oka coś dostrzegła. To Nero, powiedziała sobie w duchu. Ale
Nero jest przecież czarny.
Rzeczywiście było to zwierzę. A raczej coś, co kiedyś było zwierzęciem.
W pierwszej chwili przeraziła się tak bardzo, że dech zaparło jej w piersiach,
a potem wybuchnęła płaczem.
 Och, nie, to niemożliwe  szeptała wielka przyjaciółka żywych stworzeń.
 Co oni z tobą zrobili?
Istota, która kiedyś mogła być psem, lecz równie dobrze innym zwierzęciem,
kulejąc, na trzech nogach podeszła do posłania i ułożyła się pomiędzy Tiril a. Mó-
rim, w ulubionym miejscu Nera. Teraz jednak Nero spokojnie spał pod drzwiami,
pilnował, by nie wtargnął żaden nieprzyjaciel. Nie brał pod uwagę, że obcy mogą
przybyć z wnętrza pomieszczenia.
Tiril usiłowała się zorientować, czy ma do czynienia z psem, czy może z wiel-
kim kotem, lecz kości zwierzęcia były odsłonięte, a łapy tak zmaltretowane, że
trudno było je rozpoznać. Zwierzę spoglądało na nią jednym okropnym okiem.
Tiril wyciągnęła rękę i delikatnie pogłaskała stworzenie po łbie. Musiała bardzo
uważać i znalezć fragment, na którym sierść była gęściejsza, bo w wielu miejscach
wystawało spod niej poszarpane ciało. Teraz nawet już nie próbowała powstrzy-
mać się od płaczu.
 Biedny, biedny przyjacielu! Jaką krzywdę potrafią ludzie wyrządzić zwie-
rzętom! Tylko dlatego, że jesteśmy silniejsi i potrzebujemy kogoś, na kim można
się wyżyć? %7łeby jeszcze mocniej poczuć, że jesteśmy panami? Co mogę dla cie-
bie zrobić? Mam trochę jedzenia. . .
Znalazła resztki kolacji Nera, które zachowała na śniadanie dla ulubieńca. Po-
łożyła je przed udręczonym zwierzęciem z nadzieją, że nie jest to przedstawiciel
roślinożerców. Naprawdę nie dawało się określić gatunku, jaki reprezentował.
Każda kosteczka jego ciała zdawała się połamana, nie sposób było rozpoznać
maści ani rodzaju sierści. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl