[ Pobierz całość w formacie PDF ]

które będę musiał ją przepraszać.
Kiedy podszedłem, otworzyła drzwi od strony
pasażera.
 Wsiadaj  rzuciła.
 Przyjechałem motocyklem i&
 Pakuj się do tego cholernego samochodu, Gabe.
%7ładnych łez, tylko wkurzona pierwszoroczniaczka.
Zwietnie. Cudownie. To dopiero zmiana. Od razu
zrobiło mi się lepiej!
Mrucząc pod nosem, wsiadłem do samochodu
i zapiąłem pas bezpieczeństwa. Jechaliśmy w milczeniu.
Zaczęło padać.
Ten dzień powoli stawał się najgorszym dniem
mojego życia.
Przez całą drogę, czyli dobre dwadzieścia minut,
Saylor nie odezwała się ani słowem. Kiedy dotarliśmy
na miejsce, marzyłem tylko o tym, żeby wydostać się
z samochodu i uwolnić od ciężkiej atmosfery panującej
we wnętrzu.
Tymczasem Saylor minęła swój akademik,
przejechała obok mojego i zaparkowała przed
wydziałem muzyki.
 Chodz.  Wyłączyła silnik.
Westchnąłem i poszedłem za nią po schodach i dalej
korytarzem aż do sali ćwiczeń. Wszedłem do środka
i czekałem, aż usiądzie na ławeczce, ale ona stanęła za
moimi plecami i pchnęła mnie w stronę pianina,
zmuszając, bym przy nim usiadł.
 Dziś będziemy handlować  szepnęła mi do ucha.
 Czyżby?  Gapiłem się na klawisze.  Niby jak?
 Powiedziałeś, że wynagrodzisz mi drugą łzę, ale
zamiast tego ja wynagrodzę ci twoje.
 Ale ja nie płakałem.
 To, że nie płaczemy, nie oznacza, że nie jesteśmy
wewnętrznie rozdarci.  Położyła mi dłonie na
ramionach.  Domyślam się, że masz niejedną łzę, którą
mogłabym ci wynagrodzić, i choć to nie ja jestem ich
przyczyną, dokładnie wiem, czego potrzebujesz, żeby
poczuć się lepiej.
 Tak? Czego?  Mój głos brzmiał jak zduszony
szept.
 Zagraj.  Położyła moje ręce na klawiszach. 
Wyrzuć to z siebie, Gabe.
Zrobiłem, co mi kazała.
Grałem przez dwie godziny.
Ona tymczasem siedziała w kącie pokoju i cierpliwie
czekała.
Nie myliła się, tłumiłem w sobie łzy. Miałem rany
i blizny tak głębokie, że czasami czułem się jak potwór,
którego widzieli we mnie rodzice Księżniczki.
Kiedy wybrzmiała ostatnia nuta, moje ramiona,
przygniecione dotychczas ogromnym ciężarem, nabrały
niebywałej lekkości.
 Skąd wiedziałaś?  spytałem.
 Muzycy.  Wstała z podłogi, podeszła do mnie
i dotknęła mojego ramienia.  Mamy takie same dusze.
Powoli podniosłem wzrok, żeby na nią spojrzeć.
 Kiedy patrzę, widzę ciebie. Za muzyką, za
wygiętymi w uśmiechu ustami, za twoim dotykiem, za
śmiechem&  głos uwiązł mi w gardle.  Widzę ciebie.
 Ja też widzę ciebie.
Rozdział 32
Obnażanie przed kimś swojej duszy
jest jak dzganie się w serce
i czekanie, aż osoba, którą
kochamy, zatamuje krwotok  Wes
M.
Saylor
Ręce mi drżały, kiedy go trzymałam. Jakby chciał
odejść  to właśnie wyrażała jego twarz. Jak gdyby
chciał uciec, jakby się do tego szykował.
Nie miałam pojęcia, jak mu pomóc. Wiedziałam
tylko, że w głębi duszy muzyka była jego terapią, była
dla niego wszystkim.
Dlatego zabrałam go do domu.
Do jego prawdziwego domu  przy pianinie.
 Byliśmy młodzi.  Gabe oblizał wargi i utkwił
wzrok w instrumencie. Głos miał niski i chropawy. 
Oświadczyłem się jej, kiedy miałem siedemnaście lat.
Choć byłem dzieciakiem, czułem się naprawdę
zakochany. Nie w taki sposób, jak ludzie w tym wieku.
To było ogromne, totalne uczucie. Jakbym znalazł
w życiu swoją drugą połówkę. I nagle zniknęła.
 Wypadek&  zaczęłam, siadając obok niego na
ławeczce.  Co się stało?
 Drzewo.  Zaklął i zaczął uderzać palcem
w środkowe C.  Imprezowaliśmy& Nic wielkiego, ale
wypiliśmy kilka drinków&
Picie w wieku siedemnastu lat? Sama nie byłam święta
i w liceum nie raz brałam udział w szalonych
imprezach. Ale to do niego nie pasowało, nie pasowało
do jego obecnego opanowania.
Na moment stracił wątek i dopiero po chwili podjął
przerwaną opowieść.
 Chciałem jeszcze raz zjechać po stoku. Oboje
jezdziliśmy na nartach. Pomyślałem, że fajnie będzie
pomknąć w dół, zanim spotkamy się z przyjaciółmi. Nie
chciała.  Położył palce na klawiaturze i delikatnie
uderzył w klawisze.  W końcu ją przekonałem.
Marudziła jeszcze, żeby wziąć zapomniany z chatki
kask, ale ja byłem trochę wstawiony i nie myślałem
o tym, co może się stać, kiedy człowiek jadący na
złamanie karku zderzy się z drzewem. Zignorowałem ją,
powiedziałem, żeby się nie martwiła. Zlekceważyłem jej
obawy, kiedy miała do nich pełne prawo.
Głos mu drżał.
 Zjeżdżaliśmy ze zbocza. W pewnej chwili
usłyszałem jej krzyk  głos mu się załamał. Lewa ręka
dołączyła do prawej i obie zatańczyły na klawiszach
z kości słoniowej.  A potem zapadła cisza.  Zamknął
oczy.  Czasami zastanawiam się, co było gorsze&
Krzyk czy cisza, która po nim nastała.
Westchnął i przygarbił się, jakby ktoś przycisnął go
do ziemi ogromnym ciężarem.
Jego lewa ręka znieruchomiała.
Kiedy ją ujęłam, żeby dodać mu otuchy, zauważyłam,
co dokładnie przedstawia tatuaż na palcu serdecznym
jego dłoni.
Była to litera  K , wygięta niczym łuk, z maleńką
nutką u góry.
W tej samej chwili uświadomiłam sobie, że to, co nas
połączyło, musi ograniczyć się wyłącznie do muzyki,
bo dopóki tamta dziewczyna żyje, nie zastąpię mu tego,
co stracił.
 Przykro mi  wyszeptałam.
 Mnie też  odparł.  Nienawidzisz mnie za to?
 Nie.
 A powinnaś.  Zgarbił się nad pianinem.  Ja
nienawidzę siebie.
Ciszę przerwał mój wibrujący telefon. Nie
zamierzałam odbierać, ale wibrowanie nie ustawało.
 Halo?
 Pospiesz się!  wrzasnęła mi do ucha Kiersten. 
Lisa zaraz tu będzie, a my mamy zrobić jej
niespodziankę!
 Cholera. Dobra, już jedziemy.
 My? Jest z tobą Gabe?
 Tak.
 Dzięki Bogu!  westchnęła.  Dobra, po prostu się
pospieszcie. Wszystko w porządku?
Zerknęłam na skuloną sylwetkę Gabe a, rozważając
w duchu, jak ma się pokazać na imprezie z tym
wyglądem potencjalnego samobójcy.
 Tak, w porządku  rzuciłam do telefonu.
Jeśli w porządku było to, że właśnie dowiedziałam
się, iż Gabe był zaręczony ze sparaliżowaną
dziewczyną, która kasłała krwią, i ukrywał swoją
tożsamość, bo nienawidził kolesia, którym był kiedyś,
i chciał się zmienić.
Po. Prostu. Kapitalnie.
Skończywszy rozmowę, poczułam na sobie wzrok
Gabe a.
 Impreza?  spytał.
 Tak, kompletnie zapomniałam.
 Ja nigdy nie zapominam.  Wstał. W oczach miał
mrok, a jego spojrzenie przenikało mnie na wskroś,
jakbym była przezroczysta.  Może na tym polega mój
cholerny problem.  Zgasił światło i uśmiechnął się do
mnie.  Chodzmy.
Jak gdyby nigdy nic włożył kolejną maskę, udając, że
świeci słońce, a on sam nie przejmuje się swoją
sparaliżowaną narzeczoną i nie obwinia się o to, że
przez niego dziewczyna resztę życia spędzi na wózku
inwalidzkim.
No cóż. A ja skarżyłam się, że mam tremę przed
występem. Już wtedy powinien był posłać mnie do
diabła.
Moje problemy? Były niczym w porównaniu z jego
brzemieniem.
Wyszłam za nim z budynku i otworzyłam drzwi
samochodu. Czułam się dziwnie, znając jego drugie
oblicze i mając świadomość, że decyduje się na
pozostanie w masce.
Zupełnie jakbym wiedziała, kim naprawdę jest
Superman, choć on nadal próbuje mydlić mi oczy.
A jeśli chodzi o moją pamięć? Działała bez zarzutu.
I nie byłam pewna, czy kiedykolwiek zapomnę wyraz
twarzy Gabe a podczas gry na pianinie, a właściwie
podczas wlewania w nie swojej duszy. Równie dobrze
mógł podciąć sobie żyły i pozwolić, by z każdym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl