[ Pobierz całość w formacie PDF ]

momentalnie zorientuje się w sytuacji i wezmie sprawę w
swoje ręce.
- Andrea?
Powoli, bardzo powoli puścił jej palce i przeciągnął dłonią
wzdłu\ ręki i ramienia a\ do szyi i podbródka. Delikatnie,
czubkiem palca odwrócił do siebie twarz Andie.
Nadal miała spuszczone oczy. Milczała.
- Spójrz na mnie - powiedział miękkim głosem.
Posłusznie podniosła wzrok.
To, co w nich zobaczył, potwierdziło przypuszczenia.
- Do licha - mruknął - ? więc naprawdę usiłujesz mnie
uwieść.
- Masz coś przeciwko temu?
- Hm... To znaczy... - W kącikach ust Jima pojawił się
figlarny uśmieszek. - Mógłbym zaprotestować i oświadczyć,
\e nie nale\ę do łatwych facetów, którzy... i tak dalej. Sama
wiesz. Ale...
- Ale co? - spytała szeptem.
- Oboje wiemy, \e byłoby to gigantyczne kłamstwo.
- A więc nie chodzi o twoją cnotę. To chcesz mi
powiedzieć?
- Mniej więcej.
- Ulegasz pokusom?
- Jasne.
- No to... - Andie przysunęła twarz bli\ej ust Jima.
Czekała na pocałunek. Przymknęła powieki.
- Jest jeszcze jedno pytanie - powiedział cicho,
odwlekając czekającą go przyjemność.
Andie westchnęła i otworzyła oczy.
- Jakie?
- Co sobie o mnie pomyślisz i czy jutro rano będziesz
mnie nadal szanowała?
Parsknęła śmiechem.
- To zale\y od tego, jak się spiszesz dzisiejszej nocy -
oznajmiła odwa\nie, przyciskając wargi do jego ust. Nie była
w stanie dłu\ej czekać.
Nie musiała mówić, co powinien robić. Sam świetnie
wiedział.
Zanurzył palce w jej miękkich włosach, a potem
spracowaną, pełną odcisków dłonią objął policzek,
równocześnie przesuwając palcem po dolnym obrysie twarzy.
Andie nie potrafiłaby powiedzieć, jak długo trwał
pocałunek, sekundy czy godziny, ale był dokładnie taki, jaki
powinien być. Na przemian miękki i delikatny, łagodnie
nakłaniający do odwzajemnienia, oraz mocny i gorący,
domagający się odpowiedzi. Wargi Jima albo lekko
przesuwały się po jej własnych, albo przenikały głębiej.
Dra\nił ją językiem i zaraz potem łagodził mocną pieszczotę.
Wszystko to było niezwykle podniecające.
W końcu uniósł głowę i spojrzał jej w oczy. Oboje byli
rozpaleni. Oddychali cię\ko i nierówno. Po\ądali się coraz
bardziej.
Jim uniósł się na łokciu.
- Jesteś pewna, \e tego chcesz? - zapytał szeptem. Skinęła
głową. Była pewna, ale...
- Nie biorę pigułek - wyznała odwa\nie. Bądz co bądz,
jest przecie\ kobietą nowoczesną, a one same dbają o siebie.
- Ale mam kilka...
- Ja te\ - odparł. Uśmiechnął się przy tym łobuzersko.
- Bez nich nigdy nie wychodzę z domu.
- Skoro tak... - Andie ujęła w dłonie twarz Jima - przestań
gadać i pocałuj mnie.
- Dobrze, proszę pani - szepnął chrapliwie.
Objął Andie jedną ręką, wsuwając ją pod kark, a drugą
odgarnął bawełnianą koszulkę i zaczął pieścić piersi. Przez
cały czas obsypywał Andie pocałunkami. Delikatnymi i
czułymi. Raz szybkimi, a raz powolnymi. Całował policzki,
okolice nosa i powieki. Szeroko rozwartymi ustami przesuwał
po szyi. Ssał i całował piersi, a potem wziął do ust naprę\ony
sutek.
Doznania były niesamowite. Andie wygięła się w łuk,
dopominając się dalszych, mocniejszych pieszczot.
Zapragnęła otrzymać wszystko, co tylko mógł jej ofiarować.
To, czego była pozbawiona przez wiele długich lat. Ocierała
się biodrami o ciało Jima. Pragnęła, aby ją wziął. W jego
ramionach przeistoczyła się - dr\ała od miotających nią
namiętności, po\ądała do bólu ka\dym nerwem ciała.
- Powoli, słonko, powoli - szepnął, usiłując ją uspokoić.
- Zwolnij tempo. Nie musimy się spieszyć. Przed nami
cała noc.
Wsunęła palce w jego grube, jedwabiste włosy.
- Teraz - za\ądała. Wszystko w niej krzyczało: Teraz,
teraz, teraz!
Nie mógł się oprzeć tej prośbie. Podniósł się na łokciach i
zsunąwszy z kanapy, ukląkł obok na podłodze. Andie
wyciągnęła ręce i na ślepo zaczęła szarpać go za koszulkę,
\eby przyciągnąć z powrotem do siebie.
Uwolniwszy się od ruchliwych rąk, rozpiął spodnie Andie.
Pod sztywnym, poplamionym roboczym kombinezonem miała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl