[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w porównaniu z Ziemią, ale Ziemia też niegdyś była zacofana nie było na niej kolei
jednoszynowych, szybkich pęcherzy powietrznych, antygrawitatorów, latających domów i wszelkich
innych najzwyklejszych rzeczy.
Archeolog mruczał coś pod nosem, przyszywając ogon. Alicja mogłaby mu pomóc lepiej
umiała się obchodzić z igła i nitką niż Rrrr nie zrobiła jednak tego, gdyż każdy powinien sam
przyszywać swój ogon, prawda?
Zaczęła się przyglądać portretom kosmonautów w gazecie. Jeden z nich spodobał jej się
najbardziej. Był młody, ciemnooki i uśmiechał się tak szeroko, jakby po prostu nie potrafił się nie
uśmiechać. Inżynier Tolo przeczytała jego imię. I zapamiętała je.
Trzasnęły drzwi i do przedziału weszła staruszka. Niziutkiego wzrostu, miała okrągłą rumianą
twarzyczkę, ubrana była w długą granatową suknię. Alicja zobaczyła, jak oczy starej kobiety
rozszerzają się nagle z przestrachu. Patrzyła na dół, na ławkę.
Ach! wykrzyknęła.
Alicja poszła za jej wzrokiem i spostrzegła, jak zaskoczony znienacka archeolog, przytrzymując
jedną ręką ogon, a w drugiej ściskając igłę, usiłuje wlezć do torby. Dziewczynka prędko otworzyła
torbę szerzej, by mógł się w niej ukryć, i znów popatrzyła na staruszkę.
Staruszka cofała się na korytarz i już, już otwierała usta do krzyku.
Proszę się nie denerwować, babciu powiedziała szybko Alicja. Proszę się nie
denerwować. On się tak bawi.
Oj! westchnęła babcia. Trochę się jakby uspokoiła słysząc głos dziewczynki. A mnie się
wydało...
Co?
Nawet nie mów, córeńko odparła staruszka. Przywidziało mi się, że twój kotek ogon sobie
przyszywa. Zawiodły mnie oczy.
Babcia szybko zapomniała o swym przerażeniu, usiadła przy oknie, rozwiązała woreczek
i wyjęła z niego dwa pomidory. Jeden wzięła sobie, drugi zaś podała Alicji.
Dokąd to, córeńko? spytała.
Do stolicy.
Jasne, że do stolicy zgodziła się staruszka. A co tam będziesz robić?
Jadę witać kosmonautów...
Aha powiedziała babcia. Powiedz mi, kochaneczko spytała nagle czy twój kotek ma
dwoje oczu, czy jedno?
Dwoje spokojnie odparła Alicja. Tylko jedno stale mruży.
No dobrze. Staruszka jeszcze raz spojrzała z obawą na torbę. Ja też jadę na kosmodrom.
Witać kosmonautów?
Ależ nie, nie wszystkich. Syn mój wraca. Jest inżynierem. Staruszka wyjęła z torebki dużą
fotografię kosmonauty, który tak się spodobał Alicji. Popatrz, to on.
A ja go znam powiedziała Alicja. Ma na imię Tolo.
Któż go nie zna? dumnie oświadczyła staruszka.
A czemu pani jedzie zwykłym pociągiem? spytała Alicja.
Bo co?
Przecież jest pani matką kosmonauty. U nas zawsze urządza się uroczystość również na cześć
rodziców kosmonautów.
A na co mi to uśmiechnęła się staruszka. Mieszkałam zawsze na wsi i tam zostałam. Mój
Tolo też jest skromny. Nigdy byś się nie domyśliła, że jest kosmonautą. Czytałaś na pewno w gazecie
o tym, że mieli awarię meteoryt uszkodził bok statku. Wtedy mój Tolo wyszedł na zewnątrz i załatał
dziurę.
Torba trąciła Alicję w bok, ale i ona sama już się domyśliła w taki właśnie sposób kosmiczna
dżuma przeniknęła na statek. To znaczy, że Tolo jest już chory.
To nic powiedziała na głos. Wyleczymy go.
Kogo wyleczymy? spytała staruszka.
Ja tylko tak sobie ugryzła się w język Alicja.
Mój Tolo jest zdrów jak rydz. Nigdy jeszcze na nic nie chorował. Nawet zęby go dotąd nie
bolały. Takiego mam syna.
Pogłaskała fotografię i schowała ją do torebki.
Alicja znów poczuła kuksańca. Archeolog był wyraznie podenerwowany. O co mu chodzi?
Zabierz się z nią rozległ się nagle szept.
Co? spytała staruszka. Mówiłaś coś?
Tak odparła Alicja. Ja tak do siebie. Mówiłam, że jest pani szczęśliwa.
Oczywiście. Takiego syna wychowałam! Nawet zęby go nigdy nie bolały.
Myślałam o czym innym wyjaśniła dziewczynka. Pewnie dopuszczą panią do samego statku.
Jakże by inaczej? Przecież muszę syna uściskać.
A ja będę stała okropnie daleko. Może nawet w ogóle nie dostanę się na kosmodrom. A tak mi
się podoba pani Tolo. Słowo daję, najbardziej ze wszystkich kosmonautów.
Mówisz prawdę, dziecko? spytała poważnie staruszka.
Słowo honoru.
Wobec tego muszę spełnić dobry uczynek.
Zamyśliła się, Alicja zaś przycisnęła mocniej torbę do ławki. Archeolog tak się denerwował
i niepokoił, że torba podrygiwała, jak gdyby siedział w niej nie jeden kotek, ale cała kompania.
Niespokojny ten twój kotek zauważyła staruszka. Wypuść go.
Nie mogę odparła Alicja. Uciekłby jeszcze.
Posłuchaj, córeńko. Dzisiaj jest mój wielki, można powiedzieć, dzień. Mój syn wraca jako
bohater. Chciałabym spełnić dobry uczynek. Myślę, że Tolo mnie za to nie potępi. Pójdziesz ze mną.
Podejdziesz do samego statku i powiesz, że jesteś moją córką, a Tolo twoim bratem. Zrozumiałaś?
Och, dziękuję. Strasznie pani dziękuję! wykrzyknęła Alicja. Nie wyobraża pani sobie, jaki
to wspaniały uczynek! Nie tylko o mnie chodzi, ale i o panią, o wszystkich!
Każdy dobry uczynek dotyczy zawsze nie jednego człowieka, lecz wszystkich.
Oczywiście nie mogła wiedzieć, co miała na myśli Alicja, a dziewczynkę ogarnęło takie
nieodparte pragnienie, by zwierzyć się staruszce, że przygryzła sobie język niemal do krwi. Rrrr, jak
gdyby odgadując myśli Alicji, wysunął przez dziurkę w torbie koniuszek noża i ukłuł ją.
Było to tak niespodziewane, że Alicja aż podskoczyła.
Tak się cieszysz? spytała babcia. Sama była ogromnie rada widząc obok siebie kogoś
szczęśliwego.
Bardzo odparła Alicja i uszczypnęła torbę.
Pociąg zaczął hamować. Za oknem pojawiły się wysokie nowe domy.
14
Tak to już bywa jak szczęście zacznie sprzyjać, to sprzyja na całej linii. Babcia nie tylko
obiecała Alicji zabrać ją na kosmodrom w charakterze swojej córki, ale w dodatku ugościła ją
obiadem w kawiarni obok dworca i pokazała jej miasto, Alicja bowiem przyznała się, że jest
przyjezdna. A potem zawiozła taksówką na kosmodrom. Jeszcze na długo przed kosmodromem
samochód zwolnił i ledwie wydostał się z korka, po stu metrach znów musiał zahamować. Chyba
cała stolica wyległa na kosmodrom. To nie żarty powraca pierwszy statek kosmiczny. Ulice były
przystrojone flagami oraz portretami kosmonautów i staruszka za każdym razem widząc portret swego
syna szarpała Alicję za rękaw i pytała głośno:
No, kto to jest?
Nasz Tolo odpowiadała Alicja.
Słusznie, to nasz chłopak.
Staruszka sama zaczynała powoli wierzyć, że Alicja jest jej córką. W końcu, gdy ukazały się już
budynki kosmodromu, samochód utknął na amen w gąszczu samochodów, rowerów i wszelkich
innych środków transportu. Kierowca, odwróciwszy się do swoich pasażerek, powiedział ze
smutkiem:
Radzę iść dalej piechotą. Bo inaczej będziemy stać tu do wieczora. Beznadziejna sprawa.
Babcia i Alicja pożegnały się z kierowcą, zapłaciły mu i poszły dalej piechotą. Kierowca
dogonił je po paru krokach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Indeks
- James_Sabatina_ _Sabatina._Autobiografia_pakistaĹskiej_dziewczyny(1)
- 392. Morgan Raye Agent i dziewczyna
- 295. Knoll Patricia Dziewczyna Clantona
- Sellers_Alexandra_ _Taka_miÄšâa_dziewczyna
- George Catherine Dziewczyna znikÄ d
- Dziewczyna z mgieĹ Reding Jaclyn
- Grzeczne dziewczynki
- BuĹyczow KiryĹ Rycerze na rozdroĹźach
- 0415354838.Routledge.Primary.Education.The.Key.Concepts.Feb.2006
- King Stephen Siostrzyczki z Elurii
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- oknaszczecin.pev.pl