[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do sofy i jednym ruchem zepchnęła nogi Penry'ego na
podłogę.
- Nie, nie zdrzemniesz się! Pójdziesz na górę, wyką-
piesz się i ogolisz. Ja przez ten czas napiję się kawy.
Dobrze, że pacjenci nie widzą cię w takim staniej
doktorze Vaughan!
Penry wstał z trudem i spojrzał na nią z niechęcią.
Tak się składa, że mam wakacje. Z dala od
wszystkich i wszystkiego. Tak przynajmniej myślałem.
Jeśli już musisz wiedzieć, miałem okropną grypę. Mat-
ka chciała wziąć mnie do siebie, do Lanhowell, ale tego
bym nie zniósł. Potrzebowałem samotności. A gdzie
najłatwiej ją znalezć? Oczywiście, na mojej wyspie! Tak
przynajmniej myślałem - dodał ponuro.
- Rozumiem - rzekła Leonora rozpinając kurtkę.
- Widać, że nie dojadałeś...
- ...i wypiłem kilka szklaneczek szkockiej whisky na
zakończenie serii antybiotyków - dodał ze znużeniem.
144 DZIEWCZYNA ZNIKD
- To nie zbrodnia, po prostu zapomniałem... Nie ma
pani o mnie najlepszego zdania, prawda, panno Fox?
- Przebyłam długą drogę, żeby cię przeprosić - przy-
pomniała mu. - Idz już. Wykąp się, prześpij, jeśli
chcesz.
Penry patrzył na nią ponuro. Wzruszył ramionami.
- Czemu nie? - powiedział i poszedł na górę.
Leonora patrzyła za nim marszcząc czoło. Po chwili
przypomniała sobie o swojej torbie i poszła zabrać ją
z deszczu. W kuchni wytarła włosy, przebrała się
w suchy, czarny sweter i powiesiła swoje mokre rzeczy
przy piecu. Po chwili stała już przy lodówce i za-
stanawiała się, z czego skomponować kolację.
Kiedy zupa jarzynowa zaczęła miło bulgotać w garn-
ku, zajęła się baraniną. Posypała mięso ziołami i natar-
ła czosnkiem tak, by włożyć je tylko do pieca, gdy
Penry zejdzie na dół. Obrała kartofle i wsadziła je do
pieca, a potem włączyła radio. Nie chciała myśleć
o niczym, oprócz kolacji. Kiedy wszystko było gotowe,
udała się na piętro. W łazience było ciemno, a Penry
spał w swoim pokoju przebrany w świeże rzeczy.
Leonora szybko się umyła, przeczesała wilgotne
włosy, tak że ułożyły się w miękkie loki. Zanim zdecy-
dowała się wejść do jaskini lwa, umalowała jeszcze
delikatnie usta i przyciemniła rzęsy.
Stanęła u stóp łóżka i dotknęła lekko bosej nogi
Penry'ego.
- Kolacja jest już prawie gotowa - powiedziała.
- Zejdziesz na dół czy przynieść ci ją tu, na górę?
Przetarł oczy i spojrzał na nią niechętnie.
- A więc to nie był sen!
- Nie. - Dziewczyna uśmiechnęła się przyjaznie.
- Czujesz się na tyle dobrze, by zejść?
Penry przeciągnął się i wstał.
- Oczywiście, że tak. - Zmarszczył czoło w zdziwie-
niu. - Prawdę mówiąc, czuję się o wiele lepiej.
- Zwietnie. Tylko nie chodz boso!
- Mówisz jak moja mama! - zawołał za nią.
DZIEWCZYNA ZNIKD
145
- Dziękuję! - Leonora była już w kuchni. - Po-
znałam ją, więc uważam to za komplement.
I tak, bez zbędnych słów, pokój został zawarty.
Penry, któremu po drzemce wyraznie wróciła chęć do
życia, przyznał, że kolacja jest znacznie lepsza od tej,
którą planował.
- Nie chciało mi się gotować - powiedział.
- To widać - odparła Leonora. - Lodówka jest
pełna, szafki też.
Kiedy weszła do salonu z głównym daniem, Penry
pociągnął nosem.
- Jeśli to są przeprosiny, przyjmuję je całym sercem
- rzekł.
- To dobrze. Jeśli chcesz, na deser jest szarlotka.
Spojrzał na nią z podziwem.
- Nie powiesz mi chyba, że zrobiłaś ją, kiedy zapad-
łem w pijacki sen?
- To nie był żaden pijacki sen i nie ja zrobiłam
ciasto. - Leonora uśmiechnęła się. - Upiekła je pani
Pritchard i przesyła ci wraz z górą ciasteczek i czymś,
co nazwała bara brith.
Penry, mając pełne usta jedzenia, tylko skinął głową.
- Takie herbatniki z porzeczkami i tak dalej - rzekł
w końcu. - Ona świetnie gotuje. Ty też - dodał
i uśmiechnął się smutno. - W taką pogodę zjawiłaś się
tu pierwszy raz, Leonoro. Byliśmy sami, a za oknem
wiało dziesiątką...
Zapadła cisza... Leonora próbowała ją przerwać,
namawiając Penry'ego na szarlotkę, ale odmówił.
- Nie, zostawię ją na jutro. Nie chciałbym na razie
zapomnieć smaku tej baraniny. - Przeciągnął się. - Te-
raz napiłbym się kawy...
Leonora zgięła się w ukłonie.
- Tak jest, sir. Już podaję, sir.
Kiedy kolacja dobiegła końca i mogli oboje usiąść
przy ogniu, Penry zamyślił się na chwilę.
- Dziwne, naprawdę - westchnął. - Wydaje mi się,
że jeszcze wczoraj tu siedzieliśmy, że to, co wydarzyło
146 DZIEWCZYNA ZNIKD
się od tamtego czasu, to nieprawda. - Zacisnął
usta. - Pod wieloma względami byłoby lepiej, gdyby
tak było.
- Penry, myślę, że powinnam wyjaśnić, skąd się tu
wzięłam.
- Nie musisz.
- Uważam, że powinnam.
- Chcesz powiedzieć, że przyjechałaś, bo jesteś go-
towa mnie wysłuchać? - spytał sarkastycznie.
Leonora zarumieniła się.
- Chciałabym powiedzieć, że tak jest, ale nie mogę.
-Więc czemu przypłynęłaś tu w tak koszmarną
pogodę?
- Twoja siostra do mnie napisała.
Penry wyciągnął długie nogi i zaczął się przyglądać
swoim zniszczonym espadrilom.
- Która?
- Clemency.
-Aha...
- Napisała, że Melanie ma rodzić tuż po Bożym
Narodzeniu.
Spojrzał na nią wrogo.
- I oczywiście uznałaś, że to ja jestem ojcem.
Leonora patrzyła na niego spokojnie.
- Kiedy pierwszy raz przeczytałam słowo rodzić,
poczułam, jakbym dostała pięścią między oczy. Ale
potem zrozumiałam, że Clem nie to miała na myśli.
- Odchrząknęła. - Melanie prosiła cię o usuniecie ciąży,
prawda? To była ta przysługa. A ty, jako lekarz,
potraktowałeś to jako tajemnicę zawodową.
- Można to tak nazwać - odparł gorzko. - Melanie
nigdy nie mogła znieść myśli o macierzyństwie. Nigel
nie jest tak zgodny jak ja i postarał się, żeby zaszła
w ciążę. Melanie była rozwścieczona i zdecydowana na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl