[ Pobierz całość w formacie PDF ]

innego, piękniejszego celu. O, jakże chętnie pokochałabym Dorę, jak
prawdziwą siostrę! Lecz i w moim życiu jest pewna tajemnica. Nie jest to
wyłącznie moja tajemnica i dlatego nie mogę na razie powiedzieć panu o
co chodzi. Proszę mi udzielić zwłoki na kilka dni. Wtedy powiem panu
wszystko, a pan zadecyduje o swoim losie. Wszystko zależy wyłącznie
od pana... Okaże się wówczas czy pan zechce powtórzyć swoje oświad-
czyny...
Harald, rozpromieniony, ucałował namiętnie jej ręce.
 A zatem, najdroższa Astrid, uważam cię już od tej chwili za moją
narzeczoną! Mniejsza o twoją tajemnicę, nie zmieni ona przecież mojej
miłości.
 Możliwe jednak, że pan zmieni zdanie, gdy pan pozna tę tajemnicę.
 Och, Astrid, ja cię przecież kocham nad życie...
Wyciągnął ramiona i chciał ją przytulić do serca. Ona jednak popro-
siła:
 Bądz cierpliwy, Haraldzie... Jeszcze tylko kilka dni... Od ciebie wy-
łącznie będzie zależało czy mam zostać twoją żoną, czy nie...
Znowu pocałował ją w rękę.
 Nie ma żadnego  nie . Jesteś moja, nigdy nie rozstanę się z tobą.
Położyła pieszczotliwym ruchem rękę na jego czole.
 Byłabym bardzo, bardzo szczęśliwa, Haraldzie... Będę prosić Boga,
abyś nie zmienił zdania po poznaniu mojej tajemnicy.
Spojrzał jej w oczy z bezgraniczną tkliwością.
 Ty przecież także słyszałaś o mnie różne straszne pogłoski. Czyż
mimo wszystko nie ufałaś mi?
 Tak!
To krótkie słówko znaczyło więcej od tysiąca zapewnień.
 I mimo wszystko kochałaś mnie? Prawda, Astrid?
 Ponad wszystko!
 Ja także kocham cię nad życie, moja najdroższa Astrid. Nic nie
zdoła nas nigdy rozłączyć, ukochana moja!
167
TL R
 A jeżeli się okaże, że według ludzkich sądów, ciąży na mnie pla-
ma?
Harald spojrzał na nią badawczo. Jej piękne oczy spoglądały na nie-
go z wyrazem szczerości i dumy. Uśmiechnął się tkliwie.
 Na tobie nie ma skazy!
Dziewczyna odetchnęła z ulgą.
 Dziękuję ci za tyle zaufania! A teraz muszę już odejść.
On także zerwał się z miejsca. Oczy jego promieniały radością.
 Chodzmy, kochanie, odprowadzę cię!
 Ale nie do samej Różanki  powiedziała, lekko zmieszana;
 Nie, tylko na skraj lasu. Pójdziemy na przełaj gaikiem.
Skinęła przyzwalająco głową.
Szli ręka w rękę, spoglądając na siebie z tkliwością. Oczy obojga
promieniały szczęściem i miłością. Zanim wyszli z lasu na drogę prowa-
dzącą wprost do Różanki, Harald zatrzymał się nagle. Spojrzeniem, peł-
nym bezgranicznej miłości ogarnął urocze zjawisko narzeczonej. I nie
mogąc dłużej panować nad sobą, porwał ją w objęcia i wycisnął na jej
ustach płomienny pocałunek. Po długiej chwili wypuścił ją z ramion.
 Wybacz mi, Astrid! Nie mogłem się z tobą tak rozstać... Musiałem
przypieczętować nasz związek... Teraz jesteś moja!
Astrid, drżąc z rozkoszy, spoczywała w jego objęciach. Teraz ode-
tchnęła głęboko i przygładziła włosy.
 Nie mam ci nic do wybaczenia, Haraldzie, przecież wiem, że mnie
kochasz.
 Najdroższa moja...
 A teraz bywaj zdrów! Do widzenia!
Pokrywał jej ręce namiętnymi pocałunkami.
Astrid powracała do domu niby we śnie. Cały świat jest pełen cudów,
myślała. Straciła poczucie rzeczywistości. Ileż szczęścia doznała w ciągu
tego jedynego dnia! Najpierw odnalazła ojca, a pózniej Harald wyznał jej
swoją miłość. Słodkie uczucie zalewało jej serce. Ona, biedna, samotna
168
TL R
Astrid Holm, która nie miała nikogo na świecie, znalazła nagle dwóch
ludzi, którzy ją kochali, którzy chcieli stworzyć dla niej dom rodzinny.
Spojrzenie jej pobiegło w dal, w stronę zamku! Tam, zamknięta w
wieży, mieszkała owa nieszczęśliwa dziewczyna, której dzieje opowie-
dział jej Harald. Och, gdybyż mogła jej pomóc!
Zatopiona w myślach o chorej, spojrzała raz jeszcze na bramy zam-
kowe. Czy też zamieszka kiedyś w tych starych murach? Czy przyniesie
szczęście temu domowi? Zastanawiała się właśnie nad tym, gdy nagle
ujrzała coś, co zmroziło krew w jej żyłach. Przez otwarte wrota wybiegła
biała, smukła dziewczyna o złotych warkoczach. Rozglądała się trwożnie
wokoło, krzycząc przy tym z przerażenia.
Była to Dora Rodeck. Skorzystała z jakiejś chwili nieuwagi, i musiała
zapewne znalezć wyjście przez otwarte drzwi wieży. Astrid zobaczyła, że
chora biegnie, jakby się lękała pościgu. Po chwili dopadła mostu, prze-
skoczyła przez niską barierę i zniknęła w ciemnych wodach rowu zam-
kowego.
Astrid także krzyknęła z trwogi. W następnej chwili jednak zaczęła
biec przed siebie w kierunku rzeki, do tego miejsca, gdzie rzeka wpada-
ła do rowu.
Ujrzała tam białą postać, niesioną przez prąd, wynurzającą się z fal.
Bez namysłu rzuciła kapelusz i wskoczyła do rzeki na ratunek nieszczę-
śliwej. Pływanie w sukni sprawiało jej wiele trudu. Mimo to dopłynęła
do miejsca, z którego znowu wynurzyła się Dora. Z wielkim wysiłkiem
udało się jej nareszcie pochwycić rękę nieszczęśliwej dziewczyny. Oto-
czyła ją ramieniem i dopłynęła z nią do brzegu.
Tymczasem na moście ukazał się Samulah. Astrid zawołała głośno,
żeby przybywał na pomoc. Zamiast niego jednak przybiegł Harald. Był
blady jak śmierć, wargi jego drżały. W milczeniu uścisnął rękę Astrid.
Samulah, zupełnie wytrącony z równowagi, powtarzał raz po raz:
 Przebacz mi, Sahibie! Przebacz mi, Sahibie! Biedna, biedna Sahi-
ba!
169
TL R
Po chwili dopiero opowiedział, że na chwilę odszedł od drzwi, z czego
skorzystała Dora i uciekła do parku. Biegła tak prędko, że nie mógł jej
dogonić.
 To nie twoja wina, Samulah, nie martw się  powiedział Harald ła-
godnie  a teraz zanieś pannę Dorę do zamku.
Następnie zwrócił się do Astrid.
 Jakże ci mam podziękować, najdroższa? Uratowałaś moją siostrę!
 Nie ma za co dziękować, spełniłam tylko swój obowiązek  odparła
Astrid.  A teraz nie mówmy już o tym! Idz do Dory, Haraldzie, przy niej
twoje miejsce. Ja zaś także powrócę do domu.
Skinęła głową i oddaliła się szybko.
Harald powrócił do zamku. Dorę przeniesiono właśnie do sypialni.
Pani Regina rozebrała ją i otuliła ciepłymi kocami. Następnie zwróciła
się do Haralda:
 Niech pan także zmieni ubranie, panie doktorze. Tutaj nie może
pan pomóc. Ja sama zajmę się Dorą. Zemdlała, ale na pewno ocknie się
wkrótce.
Harald przebrał się, po czym powrócił do sypialni Dory. Leżała już w
łóżku podobna do śpiącego dziecka. Nie oprzytomniała jeszcze, lecz od-
dychała równo i głęboko, a jej zazwyczaj blade policzki pokrywał lekki
rumieniec.
 Chwała Bogu, że mamy dziś letni, upalny dzień, panie doktorze!
Spodziewam się, że dziecku nie zaszkodzi ta zimna kąpiel  szepnęła
stara, doświadczona pielęgniarka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl