[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Milczysz? Milcz sobie. Ja odpowiem za ciebie. Z tego przychodzi strach i noc bez spania. Może
tobie to potrzebne, ale mnie wcale. Spojrzałeś dzisiaj w oczy Janki. Dobrze wiesz, co tam mieszka.
Ona delikatna, księżowska, w sam raz zdatna do mieszania w duszy. Potrzebne ci to? Jak ja bym
patrzył ludziom w oczy, to...
Opas przerwał na chwilę. To zdanie nie było przeznaczone na zewnątrz. Dokończył je w sobie i
wrócił do wywodu.
 Spójrz, Muskat, w dół. Zobaczysz kartoflane krzaki, a na nich tysiące robaków. Nie stonki, bo
stonka na kartoflach zwyczajna i wystarczy azotoks, żeby ją szlag trafił. Zobaczysz Muskat takie
robaki, których nic nie daje rady zabić.
Stanisław spojrzał na kartofle. Opas mówił prawdę. Liście i łodygi oblepione były tysiącami
żółtawych, owłosionych liszek. Stąd brało się żółtawe zabarwienie całego kartofliska.
 Próbowałem już wszystkiego, żeby uratować kartofle. Bo kartofle są dla mnie ważne.
Ważniejsze niż dla ciebie. Ale zaraza nie odeszła. To wiesz co zrobiłem? Zrobiłem to, co robi
każdy chłop, kiedy jest w rozpaczy. Sięgnąłem po stary sposób, od dziadów pradziadów: Jak ko-
bieta ma swoje dni, to wystarczy przejść z nią nad zarazą. Upuści na ziemię trochę zepsutej krwi i
zaraza odejdzie. Tak było i tak jest. Przyjdz jutro to zobaczysz.
Opas skończył przemowę. Zapadło milczenie. Przez dłuższą chwilę nie odezwało się żadne z całej
trójki. Wytłumaczenie Opasa zrobiło na Stanisławie wrażenie. Starał się je ukryć, ale chyba nie dał
rady.
 Pomogę ci, Opas  odezwał się nieoczekiwanie dla samego siebie.
Tereska wyszła z obory akurat w tej chwili, w której zajechali pod bramę. Odstawiła wiaderko z
mlekiem, podeszła i nie zadała żadnego pytania. Widać tak ją Opas nauczył. Pomogła tylko
wyciągnąć chłopa z auta i odprowadzić do letniówki. Tam ułożyła go na kozetce. Zaraz zabrała się
do darcia płótna na pasy i zawijania potrzaskanych żeber. Znalazła czas tylko na to, żeby raz czy
dwa razy rzucić okiem w kierunku Stanisława. Nie wyniknęła z tego żadna rozmowa. Może nie
miała odwagi żeby się odezwać, albo nie umiała znalezć właściwych słów. Mogła też wstydzić się
swojego wyglądu, bo i prawdę mówiąc było się czego wstydzić. Czas zrobił swoje.
W młodości była znana z parzenia się z kim popadnie. Miała swoje miejsce, które wypomniał jej
nawet ksiądz z ambony. Miejscem tym był wymoszczony słomą kwadrat za płotkiem kapliczki, sto-
jącej w Popielawskim majątku. Dookoła rosły pachnące tuje. Przed każdym ruchaniem Tereska
zrywała kilka gałązek i kładła sobie pod plecy. Sok wyciskany z nich pod ciężarem Tereski mieszał
się z powietrzem i układał w miły zapach. Kiedy zapach taki unosił się po całej wsi, jasnym było,
że właśnie Tereska jest ruchana.
To przypomniał sobie Stanisław, stojąc pośrodku Tereszczynego podwórka i nie wiedząc, co ze
sobą zrobić. Za chwilę przypomniał sobie coś jeszcze.
W oborze było półciemno, krowa pobrzękiwała łańcuchem, parował gnój i głośno strzykało mleko
do skopka.
Terenia miała piętnaście lat. Sprytnymi palcami pociągała za krowie cycki, nie zapominając od
czasu do czasu o tym dodatkowym, wystawionym przez Stasia z rozporka. To była nagroda za
podścielenie świeżej słomy za kapliczką. Tyle Terenia mogła zrobić dla Stasia, ale nic więcej.
Zwykle kończyła słowami:
 Oj Stasiu, Stasiu. Ciebie lubię, a ich wszystkich nie.
 Nawet jak dorosnę?
 Tym bardziej jak dorośniesz. Nie rozumiesz?
 Nie rozumiem.
Parzenie Tereski skończyło się z dniem poznania Janka Małochy. Od tej pory miłosny zapach
rozchodził się tylko w maju, kiedy wieszano na kapliczce bibułowe kwiaty i wieńce skręcone z
jedliny poprzetykanej tujowymi gałązkami.
Stanisław dość już miał stania pośrodku podwórka Tereski Opasowej. Odwrócił się i poszedł.
Za bramą dogoniła go Janka. Bez słowa podała kilkanaście zdjęć. Zobaczył na nich siebie w
różnym wieku. Na pierwszym mógł mieć nie więcej niż osiem lat, na następnym dwanaście, potem
piętnaście, osiemnaście, dwadzieścia trzy. Dalej były zdjęcia z gazet, spotkań literackich, wręczania
nagród. Ostatnim było zdjęcie sprzed roku. Stanisław stał na nim obok innych żałobników
rozpaczających po stracie znanego pisarza.
Zdaje się, że zdjęcia podane przez Jankę miały w zastępstwie słów wytłumaczyć ją z niezrozumiałej
miłości. Chciała chyba powiedzieć, że to nie przelotne zadurzenie, ale ugruntowane dojrzałe
uczucie zaprowadziło ją wczoraj do obejścia ukochanego. %7łe nie umiała oddać się inaczej, niż tylko
tak jak to uczyniła. Po prostu. Stanisław oddał zdjęcia. Pogłaskał Jankę po policzku.
Po drodze do domu zatrzyma! się obok pola Opasa.
Kartofle zieleniły się, tak jak powinny o tej porze roku. Martwe liszki pospadały z krzaków i całymi
zastępami leżały między redlinami. Tak było.
Zabrał się do pisania.
 %7łYD PLESZKE  ROZDZIAA DRUGI 
Jakub Pleszke nie spał prawie do rana. Jego głowę zajęło myślenie o nieoczekiwaności, tego co [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl