[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaniepokoiła Valancy. Poza tym był to pierwszy, jaki usłyszała w \yciu komplement i
spodobał się jej. Ju\ wcześniej podejrzewała, \e ma ładne nogi, ale nikt o tym nie wspominał.
W klanie Stirlingów o nogach nie rozmawiano.
Ryczący Abel wprowadził ją do kuchni, gdzie na kozetce le\ała Cissy. Szybko i cię\ko
oddychała. Na policzkach miała silne, niezdrowe rumieńce. Valancy nie widziała jej od lat.
Wtedy było to śliczne stworzenie; dziewczyna jak kwiat o miękkich, złocistych włosach,
delikatnych rysach i wielkich, pięknych oczach. Teraz zmiana zaszła w Cissy wstrząsnęła nią.
Czy ta \ałosna istota to dawna Cissy Gay? Kontrast między rzeczywistością a wspomnieniem
był tak widoczny, \e w oczach Valancy pojawiły się łzy. Uklękła przy Cissy i objęła ją
mocno.  Moja droga Cissy, przyszłam, \eby się tobą opiekować. Zostanę tu dopóki,
dopóki& tak długo, jak zechcesz.
 Och!  Chude ramiona Cissy oplotły szyję Valancy.  Naprawdę? Taka się czułam
samotna. Mogę coś zrobić koło siebie, ale ta samotność& To będzie jak& w niebie, gdy
zamieszkasz ze mną. Zawsze byłaś dla mnie dobra.
Valancy tuliła Cissy do siebie i czuła się szczęśliwa. Oto jest ktoś, kto jej potrzebuje, ktoś
komu mo\e pomagać. Nareszcie przestała być zbędna. Przeszłość odchodziła w cień,
wszystko było nowe.
 Większość zdarzeń jest z góry przewidziana, a zaledwie parę z nich to wyłącznie
szczęśliwy przypadek  powiedział Ryczący Abel, pykając fajkę w kącie kuchni.
* * *
Po tygodniu przebywania u Ryczącego Abla Valancy czuła się tak, jakby lata dzieliły ją od
dawnego \ycia i ludzi, których kiedyś znała. Zaczynali wydawać się jej dalecy jak postacie ze
snu. Z czasem oddalali się coraz bardziej, a\ wreszcie zupełnie przestali coś dla niej znaczyć.
Była szczęśliwa. Nikt nie dokuczał jej zagadkami i kalamburami, nie zmuszał do łykania
Czerwonych Pigułek. Nikt nie nazywał jej Doss i nie martwił się jej przeziębieniami. Nie było
tu kap do zszywania, okropnych pelargonii do podlewania, matczynych kaprysów i fochów,
które nale\ało znosić. Mogła być sama, kiedy tylko chciała. Kłaść się do łó\ka i kichać.
Podczas długich, nudnawych zmierzchów, gdy Cissy spała, a Abla nie było w domu,
siadywała na schodkach kuchennej werandy, spoglądając na majaczące w oddali, porośnięte
bujną zielenią wzgórza. Przysłuchiwała się melodiom wygrywanym przez wiatr i upajała
słodkim aromatem traw. Siedziała tak, dopóki wieczorna ciemność nie otuliła wszystkiego
dokoła.
Czasami, po południu, gdy Cissy czuła się lepiej, szły obie na ugory w poszukiwaniu
leśnych kwiatów. Ale ich nie zrywały. Valancy odczytała kiedyś Cissy ewangelię Johna
Fostera, głoszącą:  Szkoda zrywać leśne kwiaty. Zabrane ze swego naturalnego środowiska
tracą połowę piękna i czaru. Cieszyć się nimi nale\y inaczej: szukając i znajdując w
oddalonych zakątkach, napawając wzrok ich widokiem i pozostawiać je nietknięte. Ze sobą
zabieramy tylko wspomnienie ich uroku i zapachów . Teraz, po latach przebywania pod
kloszem Valancy znalazła prawdziwe \ycie. Miała niezmiernie du\o zajęć. Dom wymagał
gruntownego sprzątania. Nie na darmo przecie\ wpojono jej stirlingowski nawyk do
czystości. Jeśli sprawiało jej satysfakcję zamiatanie brudnych pokojów, to teraz miała tego
pod dostatkiem. Ryczący Abel uwa\ał za głupotę robienie czegoś więcej, ni\ było konieczne,
ale nie wtrącał się. Był zadowolony ze swego nabytku. Valancy dobrze gotowała; uwa\ał, \e
umie doprawiać potrawy jak nale\y. Jedyną jej wadę stanowiło jego zdaniem to, \e nie
śpiewała przy pracy.
 Ludzie powinni zawsze śpiewać przy pracy  powtarzał z uporem.
 Wtedy jest weselej.
 Nie zawsze  oponowała Valancy.  Niech pan sobie wyobrazi rzeznika
śpiewającego przy pracy. Albo grabarza.
 Nie mo\na panienki przegadać. Na wszystko ma panienka odpowiedz. Myślę, \e
Stirlingowie są radzi, \e się panienki pozbyli. Oni nie lubią, jak się z nimi ktoś nie zgadza.
W ciągu dnia Abel zazwyczaj przebywał poza domem. Jeśli nie pracował, to polował lub
łowił ryby z Barneyem Snaithem. Wracał wieczorem, zawsze bardzo pózno i najczęściej
pijany. Gdy pierwszego wieczoru usłyszały na podwórzu głośny śpiew, Cissy uspokoiła
Valancy:  Ojciec tylko hałasuje  wyjaśniła.
Valancy, le\ąca na kanapie w pokoju Cissy na wypadek, gdyby ta czegoś potrzebowała w
nocy, wcale nie czuła strachu. Abel po wyprzęgnięciu konia przeszedł ze stadium
hałaśliwości w nabo\ność i w pokoju po drugiej stronie domu modlił się, szlochając.
Zasypiając, ciągle jeszcze słyszała dochodzące z oddali pojękiwanie. Zwykle Abel
zachowywał się spokojnie i pogodnie, ale od czasu do czasu miewał napady złego humoru.
Któregoś dnia Valancy zagadnęła go chłodno:
 Jaki sens ma wpadanie we wściekłość?
 To taka diabelna ulga  odpowiedział.
Po czym oboje równocześnie wybuchnęli śmiechem.
 Fajna z panienki dziewczyna  powiedział Abel z uznaniem.  Nie zwraca panienka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl