[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nie. Uczyłem się w szkole z internatem. Nic mi nie powiedzieli. Dopiero gdy
przyjechałem na wakacje. Mama nie \yła ju\ od kilku tygodni.
Zaparło jej dech. Jak mogli! Czyli jeszcze jedna kobieta, która zniknęła z jego
\ycia...
 Miałeś jakąś ciocię, która się tobą zajęła?
 Nie. Wychowywał mnie ojciec.
Po rozmowie z Harrym miała wyrobione zdanie na temat ojca Jaryisa. Surowy,
kierujący się własnymi racjami, na rzucający swoją wolę.
 Nie dałem ci dotąd prezentu  powiedział Jaryis. Wyraznie się wahał 
Zastanawiałem się, co mógłbym ci podarować. To nie jest łatwe. Mo\e to by ci
się spodobało. Nale\ał do mojej mamy.
Wyjął z szuflady maleńkie pudełeczko i otworzył je. Błysnął pierścionek z
niewielkim brylantem. Brylantowy diadem natychmiast go przyćmi. Nic
dziwnego, \e Jaryis miał opory.
 Chętnie będę nosić pierścionek twojej mamy.  Wyciągnęła dłoń, a on
wsunął jej klejnot na palec.
 To nie jest coś, do czego przywykłaś.
 Nie. Ale nie w takim sensie, jak myślisz. Nie jestem przyzwyczajona coś
dostawać. Ludzie mają opory, bo przecie\ na wszystko mnie stać. Więc zostaję
z niczym.  Spostrzegła, \e skrzywił się nieznacznie  No dobrze, z
wyjątkiem pieniędzy. Czyli z niczym  Wyciągnęła rękę  Jeszcze nigdy nikt
nie dał mi takiego prezentu.
 Cieszę się, \e ci się podoba.
 A ja się cieszę, \e tobie podoba się obraz.
 Powieszę go na wprost łó\ka. Będę go mieć codziennie przed oczami, jak
tylko się obudzę. Idz spać. Jutro długi dzień.
Rozbierając się, miała w uszach jego słowa. Gdyby ich mał\eństwo było
normalne, to na nią by patrzył po prze budzeniu, a nie na obraz... Meryl
zadumała się głęboko. Po raz pierwszy zakochała się bez wzajemności. Widać
zawsze musi być ten pierwszy raz.
Tu\ za zamkiem stał liczący siedem wieków kościół. Iglica dumnie wzbijała się
w niebo. Od rana rozlegał się wokół dzwięk dzwonów. Szesnastu dzwonników
na zmianę ciągnęło sznury.
Kościół był przestronny, lecz przybyli goście ledwie się mieścili. Z chóru niosły
się delikatne dzwięki organów. Pan miody i jego dru\ba czekali przed ołtarzem,
wpatrzeni w główne wrota, w których lada moment miała pojawić się panna
młoda.
Nagle Jaryis z przera\ającą jasnością uzmysłowił sobie, co zamierza dziś zrobić.
Był jak ogłuszony. Planował zło\yć mał\eńską przysięgę nie w imię miłości,
lecz dla pieniędzy. Zrobi coś, co jest absolutnym zaprzeczeniem tego, w co
wierzy i uznaje za swoje. Postąpi jak łotr i oszust. Dla pieniędzy.
Choć nie tylko dlatego. Poza pieniędzmi jest równie\ Meryl. Sposób, w jaki się
uśmiecha, jej włosy rozwiane na wietrze, za ka\dym razem inna, zaskakująca i
zdumiewająca. Zawsze piękna...
Czasami jej oczy łagodnieją, głos przybiera inne brzmienie... Gdyby znać
zaklęcie i zatrzymać ją taką na zawsze! Takiej by pragnął, takiej mógłby
przysięgać. Mo\e jednak jej prawdziwa natura jest inna, wyrachowana i
bezwzględna, tak jak ostrzegała go Sarah?
A gdy ju\ owinie go sobie wokół palca, odleci jak czarownica i na zawsze
zniknie w ciemnościach. I tylko od czasu do czasu zobaczy jej zdjęcie w
kolorowym magazynie, u boku innego.
Jeszcze chwila, a pojawi się na schodach kościoła. Brylantowy diadem, suknia z
kosztownej tkaniny. Córka bogacza obejmująca w posiadanie królestwo... póki
jej się nie znudzi.
Tłum zafalował, organy zagrzmiały radośnie. Teraz ją zobaczył. Najpierw głowę
i ramiona, potem całą postać. Jak by wynurzała się z migoczącego za nią morza.
Zatrzymała się na progu.
Nie wierzył własnym oczom. Meryl powoli ruszyła do przodu. Trzymała za
ramię Larry ego. Jaryis bał się, \e ta dzika nadzieja, jaka w nim wezbrała, zaraz
się rozwieje.
Meryl. Nie córka bogacza, lecz polny kwiat. Dziewczyna z marzeń. Czarne
włosy rozwiane wiatrem, spadające niemal do talii, ozdobione białymi
kwiatami. Bez welonu, bez brylantowego diademu. Tylko białe kwiaty na
ramionach. I prosta biała suknia z delikatnego materiału spływającego na
kamienną podłogę. Sama prostota i wdzięk.
Tu\ za nią sześć małych dziewczynek w błękitnych atłasowych sukieneczkach
ozdobionych białymi kwiatuszka mi. Tutejsze dzieci. Jak zdołała to wszystko
zaaran\ować? Piękniej by sobie nie wymarzył.
Jest niesamowita, nieprzewidywalna. Olśniewająca światowa piękność i
cudowna, wra\liwa dziewczyna, której za całą ozdobę wystarczy ten ciepły
blask w oczach!
Widziała, \e zdumienie odebrało mu mowę, \e jest za chwycony. Ujął ją za rękę
\arliwie, w ostatniej chwili hamując pokusę, by przygarnąć ją mocno.
Pastor popatrzył z uśmiechem na młodą parę.
 Wyznajcie szczerze, jak w dniu sądu ostatecznego, gdy wszystkie skrywane
tajemnice...
Skrywane tajemnice. Teraz uzmysłowiła sobie znaczenie tych słów. Sama przed
sobą bała się je wyznać...
 Jeśli istnieją jakieś przeszkody...  dotarły do niej słowa pastora. Czy to
przeszkoda, \e Jaryis \eni się z nią wbrew własnej woli, nawet gdy ona wie, \e
to on jest jej wybrankiem?
 Jaryisie Adrianie Michaelu, czy chcesz wziąć sobie...
To dlatego Larry zniechęcał ich do ślubu kościelnego. Larry ma zasady, nie
znosi kłamstwa i fałszywych obietnic.
 Kochać ją, szanować i...
Jaki ironiczny podtekst miały te słowa...
 W bogactwie i w biedzie...
Jeszcze i to...
 Tak  Glos Jaryisa zabrzmiał stanowczo.
 Meryl Alicio Jeanne, czy chcesz wziąć sobie za mę\a tego oto...
Wirowało jej w głowie. Tyle słów, tyle obietnic.
 Na dobre i na złe, a\ do śmierci? Jak długo mi pozwoli, pomyślała w duchu.
Tak.
Podała mu rękę. Uśmiechnął się blado, widząc pierścionek, który jej wczoraj [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl