[ Pobierz całość w formacie PDF ]

błędu.
Przypomniał sobie, co kiedyś powiedział Stanton Grundy  trudno by było żyć, gdyby nie
parę kłamstw. Nie czuł wyrzutów sumienia, wiedział bowiem, że gdyby chociaż podejrzewał,
że Donna może być w płonącym domu, przeszukałby go od strychu do piwnicy.
 Ale nie zamierzam już z tobą uciekać  oznajmiła Donna.  Choćby ojciec stawał na
głowie, wezmę z tobą otwarcie ślub.
Jednakże Topielec nie miał zamiaru się sprzeciwiać. Oświadczył Donnie, że skoro Piotr
ocalił jej życie, to sobie na nią zasłużył i Donna może jechać do Afryki fotografować lwy
obdarzona jego błogosławieństwem.
Kiedy Donna wróciła do domu i po raz pierwszy przyszedł do niej Piotr, Topielec uścisnął
mu serdecznie dłoń i zabrał do chlewu, by pokazać swoją ulubioną świnię. Piotr doszedł do
wniosku, że z Topielca jest równy facet.
 Winszuję ci  pogratulował Roger spotkawszy Piotra, gdy ten rozpromieniony
wychodził.
 Dziękuję. Słyszałem, że tobie też należy pogratulować. Roger zmienił się na twarzy.
 Bo ja wiem? Czy należy gratulować komuś, kto żeni się z dziewczyną, która kocha
innego?
 Ach, więc to tak& Nic się nie zmieniło?
 Nic.
 A ty zamierzasz się z nią ożenić?
 Tak. No co, ośmielisz się mi powinszować?
VI
Joscelyn Dark obudziła się któregoś wrześniowego poranka, czując, że coś się wydarzy.
Usiadła i wyjrzała przez okno. Słońce oświetlało już Drewniane Maszty, choć zbocza
wzgórza okrywał jeszcze cień. Niżej złociste pola oczekiwały żniw. Powietrze było
kryształowo czyste, Wydało jej się, że tamten dom ją przyzywa. I nagle wiedziała, co zdarzy
się tego dnia. Pobiegnie do Hugona i poprosi go o przebaczenie.
Marzyła o tym od tamtego wieczoru, kiedy spotkała panią Konradową, wciąż jednak nie
mogła się zdobyć na odwagę. I nagle przestała się bać. Musi poznać prawdę. Nie może już
dłużej czekać  niepewność stała się czymś nie do wytrzymania.
Dopiero wieczorem mogła wybrać się do Drewnianych Masztów, dzień dłużył się
nieznośnie, nie chciał się za nic skończyć. Ośmieliła się wyjść dopiero wówczas, gdy nad
brzozami wzgórza Masztów zawisł księżyc w pełni. Matka i ciotka Rachela poszły na
nabożeństwo, nikt więc nie zaczął jej wypytywać, dokąd się wybiera. Minął ją wóz starego
Millera Darka, który zaproponował, że ją podwiezie. Joscelyn zgodziła się wiedząc, iż jej
odmowa bardzo by biednego Millera dotknęła.
Choć była bardzo podniecona i trudno jej było rozmawiać. Stary Miller promieniał,
właśnie skończył historię klanu. Zamierzał opublikować ją i spytał, czy zechce zamówić
egzemplarz. Joscelyn odpowiedziała, że chętnie zamówi dwa i zaczęła zastanawiać się, czy
stary Miller wspominał tam także o niej i o Hugonie. Był do tego na pewno zdolny.
Wysiadła przed bramą Williama Y. Stary Miller przypuszczał, że ma zamiar go odwiedzić
i nie wyprowadzała go z błędu. Ale gdy tylko jego wóz zniknął w lesie, poszła w górę ścieżką
prowadzącą do Trzech Masztów.
Powietrze było ostre, fale w zatoce pląsały upojone światłem \ księżyca, wszystko
wyglądało tak jak jedenaście lat temu, w noc jej zaślubin. Jakże była niemądra. Hugon jej
tego nie wybaczy. Ogarnęła ją panika, chciała uciec.
Ale Drewniane Maszty były już o krok  kochane, zawiedzione Drewniane Maszty.
Patrząc na nie zadrżała. Zmobilizowała się i ruszyła przez podwórze. W kuchni paliło się
światło, ale kiedy  zastukała, nikt się nie odezwał. Poczuła rozpacz. Nie, nie może wrócić nie
dowiedziawszy się. Drżącą ręką otworzyła drzwi i weszła do kuchni. Potem do sieni. Siedział
tam Hugon przy kominku, na którego palenisku leżał popiół. Z drzwi kuchennych na jego
twarz padło światło, zobaczyła, jak się zdumiał.
 Hugonie  zawołała z rozpaczą, czując, że musi odezwać się pierwsza, bo nie
wiadomo, co on gotów powiedzieć.  Wróciłam. Byłam taka głupia, taka okropnie głupia.
Czy możesz mi wybaczyć? = Czy mnie przyjmiesz?
Nastąpiła chwila ciszy, Joscelyn wydało się, że trwa ona bez końca.
W sieni było przerazliwie zimno. Od dawna nikt nie zapalił tu ognia. W całym domu
panował chłód. Dom witał ją nieżyczliwie. Utraciła jego łaski.
Upłynęła chyba wieczność, nim podszedł do niej Hugon.
Zgłodniałymi oczyma spojrzał jej prosto w oczy.
 Dlaczego chcesz wrócić? Już go nie kochasz?
Joscelyn zadrżała.
 Nie& nie.
Hugon znów zamilkł. W piersi tłukło mu się serce z dzikiej radości. Wróciła, chce być jego
żoną, nie myśli o Franku Darku, myśli o nim. Stoi tu, gdzie stała, kiedy sprawiła mu tak
straszny zawód. Prosi go o wybaczenie i o miłość  wystarczy wyciągnąć rękę.
Ale Hugon nie na darmo był synem swojej matki. Zdławił słowa namiętności, które cisnęły
mu się na usta. I oświadczył surowym tonem:
 Wróć do Srebrnej Zatoki i włóż ślubną suknię i welon. Przyjdz do mnie tak, jak
odeszłaś, przyjdz jak panna młoda do pana młodego. Wtedy gotów jestem cię wysłuchać.
Dumna Joscelyn pokornie odeszła. Zrobiłaby wszystko, czego by sobie zażyczył Hugon.
Nigdy dotąd nie kochała go tak bardzo. Gdyby tego zażądał, przyczołgałaby się do jego stóp.
Pobiegła do Srebrnej Zatoki, weszła na strych i znalazła pudło ze ślubnym strojem.
Ubierała się jak w transie.
 Dzięki Bogu, jestem jeszcze piękna  szepnęła. Potem wróciła do Drewnianych
Masztów.
Wuj Pyszniak, który zawsze znajdował się tam, gdzie nikt go nie oczekiwał, zobaczył ją i
sądził, iż spotkał ducha. Wrzasnął tak, że było go słychać aż o milę.
Wuj Pyszniak zgorszył się. Dobrze wychowane kobiety nie biegają nocą ubrane w ślubny
strój. Wuj Pyszniak nie sądził, żeby Joscelyn powodowała się Myślą o dzbanie, zatem
przypisał to jej hiszpańskiej krwi. Dziwna historia. Od śmierci ciotki Becky wciąż dzieje się
coś dziwnego. Siedząc w dwukółce patrzył za nią, póki nie zniknęła. Potem ze zszarpanymi
nerwami wrócił do domu.
Joscelyn go w ogóle nie zauważyła. Minęła cmentarz, na którym spoczywał jej ojciec,
znów zaczęła się wspinać drogą Trzech Wzgórz. Cudem nikt jej nie zobaczył. I nikt nie
wierzył wujowi Pyszniakowi. Biedak musiał na starość zgłupieć. I wymyśla nie wiadomo co,
żeby sobie przydać znaczenia.
Kiedy wracała, zobaczyła wśród brzóz rozświetlone okna pięknych Drewnianych
Masztów. Dom witał panią, na którą tak długo czekał. Frontowe drzwi były otwarte  w
sieni pląsały chochliki światła. Hugon rozpalił na kominku ogień i czekał na nią stojąc przed
paleniskiem. Zatrzymała się w drzwiach, a on podszedł i wprowadził ją przez próg. Na
zakurzonym gzymsie wciąż leżała obrączka. Hugon wziął ją i wsunął jej na palec.
 Joscelyn!  zawołał nagle.  Ach, Joscelyn! Moja Joscelyn!
VII
Małgorzata wiele ślubnych sukni szyła z pewnym wzruszeniem i rozmarzeniem, ale
własną wykańczała jak najbardziej prozaicznie. Data jej ślubu została wreszcie wyznaczona
na pierwszego pazdziernika. To pozwoli im odbyć poślubną podróż i wrócić, nim nadejdzie
wielki dzień przekazania dzbana ciotki Becky przyszłemu właścicielowi.
Ani Małgorzata, ani Ptyś nie czuli najmniejszej radości. Prawdę mówiąc Ptyś w miarę jak
ów fatalny dzień się zbliżał, wpadał w coraz większą panikę. Przez chwilę myślał, żeby
jeszcze raz prosić Małgorzatę o przełożenie daty ślubu  aż na listopad. W ten sposób nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl