[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Ja  odparł redaktor, kładąc się na trawie.  Nigdy nie prowadziłem takiego smoka. 
Czuł na sobie spojrzenie żony. Zerknął na nią. Wiedziała, jak bardzo od lat marzył o dobrym
aucie.
38
 Kiedy odwiedziłem go w Polsce parę lat temu, to jego samochód wciąż był w remoncie 
roześmiał się Holender.  Ani razu go nie widziałem. A jakim on jezdzi teraz?
Pytanie zwrócone bezpośrednio do Kariny wywołało w niej popłoch. Redaktor, leżący z
zamkniętymi oczyma, uczuł szczypnięcie w ramię. Nie otworzył oczu.
 He drives...  powiedziała z trudem. Jej angielszczyzna zdawała się pokonywać jakąś
ogromną wysokość.
 He drives... a Trabant.
 Nigdy nie słyszałem  rzekł Eigenbracht.
 Uwielbiam cię i chcę mieć z tobą pięcioro dzieci  powiedział redaktor po polsku. Pod
powiekami miał słoneczną różowość i pomyślał, że dobrze jest żyć.
39
III
Z Hoek van Holland odpłynęli rano promem  Królowa Wilhelmina . Morze było spokoj-
ne. Zwieciło zamglone słońce, a wiatr, zwłaszcza na górnym pokładzie, był chłodny i wilgot-
ny.
Wielkie zbiorniki na ropę, rozsiane wzdłuż brzegu, jaki opuścili, przywodziły na myśl ko-
lorowe piłki, wciśnięte w ziemię przez giganta. I one jednak stawały się coraz mniejsze.
Przytuleni do siebie obserwowali z górnego pokładu przepływające statki i mewy, które tym
statkom towarzyszyły.
Wielu pasażerów drugiej klasy wciąż jeszcze, widać, nie znalazło miejsca, gdyż całe gro-
mady bez przerwy przesuwały się za ich plecami.
 Dziękuję ci  powiedziała.
 Za co?
 Za Holandię. Mam w głowie wspaniały, kolorowy mętlik. Aukcja kwiatów w Aalsmer,
port w Rotterdamie, muzeum Rembrandta, obrazy van Gogha, mosty nad kanałami, dziew-
czyny siedzące za szybami swych pomieszczeń i czekające na klientów... Boże, jak się nazy-
wał ten gracht? Znowu zapomniałam!
 Aude Zýds Achter Burgwal  rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™.  To ci siÄ™ nie podobaÅ‚o!
 Czułam się upokorzona. Były jak towar na wystawach, podczas gdy wy, mężczyzni,
przechadzaliście się, wymieniając uwagi, jakbyście oglądali, dajmy na to rowery i nie wie-
dzieli, na który się zdecydować.
 U nas tego rodzaju  panie mają swoje wystawy w hotelach. Nie widzę różnicy.
 U nas jest zawsze jakieś niedomówienie, udawanie pozorów flirtu, czy ja wiem zresztą,
jak to się dzieje...  zakaszlała.
 Dobrze, że nie wiesz  powiedział, tak jak czuł.  To nie są sprawy dla małych dziew-
czynek. Idziemy?  wskazał wejście do baru.  Herr Kreuschner, którego zdążyłaś rozkochać
na trasie Amsterdam Hoek, na pewno już usycha z tęsknoty.
 Zależy ci na tym, aby nie usychał?  spojrzała zalotnie prosto w jego oczy i znowu za-
kaszlała.
 Zależy mi tylko na jednym, abyś w tej chwili nie oddychała tym wilgotnym powietrzem i
abyś znowu zaczęła żyć, to znaczy  śpiewać. I niech szlag trafi wszystko inne!
 Nie sprawia mi przyjemności widok cierpiącego Niemca. Oni przegrali wojnę i mają z
tego powodu i tak mnóstwo kłopotów. A jak wygląda ich sytuacja finansowa? Zgroza!
 Nasza wygląda genialnie, bo myśmy wygrali  zachichotała.
 Właśnie. My jako zwycięzcy żadnych kłopotów nie mamy. Nasze życie to bajka. Musi-
my teraz okazać zrozumienie pokonanym. Herr Kreuschner jest jednym z nich. Zresztą to taki
niemiecki  Monsieur Hulot , a ponadto fakt, że się w tobie tak szybko zakochał, mówi bar-
dziej dobitnie niż słowa, że jest prawdziwym gentlemanem, estetą i w ogóle wspaniałym fa-
cetem.
 Strasznie lubię, kiedy tak bredzisz  pociągnęła go za ramię.  Więc chodz, idziemy! 
poprawiła włosy, zwiewane przez wiatr.
Niemiec tkwił tak, jak go zostawili, przy stoliczku naprzeciw baru, który obiegli długowło-
si Szwedzi.
Uśmiechnął się i wstał.
40
 Istna wieża Babel  powiedziała Karina, zajmujac miejsce.  Po pokładzie biegają dla
odmiany WÅ‚osi, Francuzi i Austriacy.
 Raczej arka Noego  przysunął swój kieliszek.  Co będzie pani piła? A pan?  spytał z
sekundowym opóznieniem, przenosząc oczy na redaktora.
 Boże, ile by daÅ‚, abym znalazÅ‚ siÄ™ w tej chwili daleko, jak najdalej. Ale »Kinderstube« ma
nienaganną w tym stopniu, że jest już chyba sam sobą nieopisanie zmęczony.
 Dla mnie poproszę jeszcze jedno  Golden Bell  rzekła Karina.
 Dla mnie  Lager  powiedział redaktor. Dostrzegł, że blondynka siedząca przy barze
zwróciła ku niemu głowę.
 Jeśli podoba ci się ta wydra, to proszę, nie przeszkadzaj sobie!
 syknęła Karina, szukając czegoś w torebce.
 Piękny jest polski. %7łałuję, że taki trudny  westchnął Kreuschner.  A jak się nazywa
największy polski poeta? Zwei  Golden Bell und ein  Lager !  rzucił do barmana gardłową
niemczyznÄ….
 Eintreten!... Rolen! Hüpfen!... Du Arschloch, mach, dass du wegkommst! Sofort, verstan-
den?! Wie schön ist es Soldat zu sein... Räder mussen rollen für den Sieg!.
 Największy poeta?...  czyjeś nazwisko zaczęło się przebijać poprzez gąszcz nienawist-
nych słów, które przypłynęły nagle bez najmniejszej zapowiedzi. Nie dało rady. Zadomino-
wały, zadławiły je sobą. Zastanowił się, jakby szukając w myślach.
 Jan Kowalski  odparł po chwili.  Nowatorski, odkrywczy  dodał w formie wyjaśnie-
nia.  A co jest w tamtej butelce?  udało mu się odwrócić uwagę Kreuschnera od duszącej
się śmiechem dziewczyny.
Dzięki otwartej torebce zdołała porwać chusteczkę i wetknąć w nią nos.
 Z polskich pisarzy znam tylko Moska i Hlasko  rzekł Kreuschner, przejmując od bar-
mana szklanki z piwem. Jego wąskie, wypielęgnowane dłonie znajdowały się przez chwilę
nad stołem.  Jestem handlowcem i na czytanie nie mam zbyt wiele czasu.
 Ta twoja wojenna obsesja! Zachowujesz się jak idiota! Ci dwoje żyją we współczesności i
nawet nie zrozumieliby twoich parszywych myśli. Nie sposób przecież widzieć każdego
Niemca w czapce z trupiÄ… główkÄ…. Ten niemiecki »Monsieur Hulot«, na przykÅ‚ad, nie ma
więcej niż trzydzieści pięć lat i wojnę zna tylko ze słyszenia. Jesteś ohydną, zasuszoną mumią
własnych i cudzych krzywd, która robi wszystko, aby udawać, że żyje.
 Frank Sinatra to już staruszek  skomentował melodię, płynącą z głośnika.
 Tak, ale miły  Kreuschner pochylił swoją kształtną głowę i wsparł na rękach.  A moż-
na wiedzieć... co robi pani?
 Jestem... jak to się mówi,  przy mężu  Karina upiła ze swej szklanki.  Prowadzę dom,
robię wystawne przyjęcia... Bardzo lubię gotowanie. Uważam, że dla kobiety jedyne, naj-
wspanialsze wyżycie to kuchnia.
 Tak, zapewne  twarz Niemca wyrażała zakłopotanie.
 Przestań!  rzekł redaktor po polsku.
 Mój mąż jest dziennikarzem. I to bardzo dobrym, wybitnym  ciągnęła, jakby nie dosły-
szała.  Bywa w naszym domu masa ludzi.
 Mają państwo własny?
 Dom? Tak. Pod Warszawą. Ale nieduży. Tylko sześć pokoi. Najważniejsze, że las jest
tuż obok.
 %7łona żartuje. W istocie...  zaczął redaktor i urwał, nie dokończywszy.
 No, powiedz mu o naszej kuchni bez okna  rzuciła po polsku, wciąż nie przestając się
uśmiechać.  Wspomnij mu mimochodem, że słyszymy każde słowo kłótni sąsiadów.
 Co pani powiedziała?  uśmiechnął się Kreuschner.
 Powiedziałam, że tęsknię już za sarenką, która co rano wychodzi z lasu i stoi tak długo
przed naszym ogrodzeniem, dopóki nie dam jej marchwi lub kostki cukru.
41
 Nadzwyczajne. Tak... te wasze lasy  westchnął Niemiec.  Opowiadał mi o nich ojciec. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl