[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ROZDZIAA SIÓDMY
W piątkowe popołudnie Jane wstała od biurka, zbierając się do domu.
Przechodząc przez hol, stanęła jak wryta.
Nie. To chyba musiało się jej przywidzieć. Oczywiście ten ciemnowłosy
facet w rogu holu nie mógł być Mitchem. Przecież nie ma go nawet w
kraju.
I wtedy ją dostrzegł. Wstał i uśmiechnął się.
- Cześć, Jane.
- Co tutaj robisz?
- Przyjechałem się z tobą spotkać, bo... winien ci jestem przeprosiny. -
Zza pleców wyciągnął najpiękniejszy bukiet kwiatów, jaki kiedykolwiek
widziała. Nie był ani przesadnie duży, zrobiony na pokaz, ani też malutki,
kupiony byle gdzie. Był w sam raz.
Mrugnięciem przegoniła łzy wzruszenia.
- Dziękuję ci.
Oczywiście wręczenie bukietu nie oznaczało wcale, że przebaczono mu
jego zachowanie. Jane nie cierpiała zmiennych nastrojów Mitcha, od żaru
do totalnego chłodu. Nie lubiła nudy i przewidywalności, ale nie
oznaczało to, że musi tolerować niepewność.
- Czy mogę zaprosić cię na kolację?
225
Co? Cały czas milczał, nie odpowiedział na SMS-a, nie chciał mieć nic
wspólnego z dzieckiem - a teraz sobie myśli, że może nagle pojawić się w
jej życiu, wręczyć kwiatki i zaprosić na kolację, jakby nic się nie stało?
Już miała powiedzieć, dokąd może sobie pójść i gdzie może sobie
wsadzić kwiaty, gdy dostrzegła ciemne półkola pod jego oczami.
Pewnie tak samo kiepsko sypiał jak ona.
Więc może jego przeprosiny były szczere?
A może, kiedy pójdą na kolację, wreszcie się przed nią otworzy? Wyjaśni,
co mu się kręci w głowie - bo do tej pory była to dla niej wielka tajemnica.
Tyle że coś się kręciło, to wiedziała.
- Proszę - dodał miękkim głosem.
- Dobrze, ale najpierw muszę zadzwonić do moich przyjaciółek, żeby się
nie denerwowały, co się ze mną stało.
- Nie ma takiej potrzeby. Najpierw pojedziemy do ciebie taksówką.
W domu nikogo nie było, więc zostawiła wiadomość, że wyszła na
kolację z przyjaciółką. Nie podała więcej szczegółów.
Gdy dotarli do restauracji, zamówili coś do picia i usiedli, Mitch
zauważył, że Jane lekko się skrzywiła, gdy przeglądała menu.
- W czym problem?
- Czy mogę zamówić coś zwykłego? Ostatnio drażnią mnie zapachy
wykwintnej kuchni.
226
- Oczywiście. A co chciałabyś zjeść?
- Grillowanego kurczaka z białym ryżem i warzywami gotowanymi na
parze.
- Załatwione.
Choć jedzenie było dobre, to rozmowa zupełnie się nie kleiła, a Jane
ciągle wychodziła na chwilę.
Po czwartym razie Mitch pochylił się nad stołem i patrząc jej prosto w
oczy, zapytał:
- Próbujesz mnie unikać?
- Dlaczego tak sÄ…dzisz?
- CiÄ…gle wychodzisz do toalety pod byle pozorem.
- To żaden pozór, to hormony. Albo mam mdłości, albo chce mi się
siusiu. Bez przerwy. - Znów się wykrzywiła.  I zasypiam, jak tylko
przyłożę głowę do poduszki.
- Aha. - Poczuł się głupio, stary facet, a nic nie wie. Cóż, dwa lata temu
sprawy nie doszły tak daleko. - Przepraszam, Jane. I w ogóle to chciałem
przeprosić za to, jak cię potraktowałem, gdy mi wyznałaś, że jesteś w
ciąży.
- A dlaczego tak mnie potraktowałeś, jeśli mogę wiedzieć?
- No cóż... Ja... - Powinien był wyznać jej prawdę, ale słowa ugrzęzły mu
w gardle. - To był dla mnie szok.
- Dla mnie to też był szok.
- Jeszcze raz ciÄ™ przepraszam.
- Więc co to znaczy? Ze jednak chcesz się zaangażować?
227
- Ja... - Nie spodziewał się takiego pytania.
- Rozważmy wszystko powoli.
- Nie mogę w to uwierzyć - skomentowała z przekąsem Jane.
Była taka smutna... i zła. Cholera, nie chciał, żeby odeszła, ale
jednocześnie nie chciał wyznać jej tego, co trzymał zamknięte głęboko w
sobie.
Ujął jej dłoń.
- Jane, to nie jest Å‚atwa sprawa ani dla mnie, ani dla ciebie.
- Rozumiem. Skoro zrzuciłeś sobie kamień z serca przeprosinami, to
będziesz mógł znowu zniknąć.
- Nie, nie tak od razu.
- Kiedy wyjeżdżasz?
- Za niecały tydzień.
- Rozumiem.
- Przyjechałem do Anglii na kilka dni. Spędzmy je razem, dobrze?
Wykorzystajmy ten czas, by się lepiej poznać.
- Pewnie wiesz, że pracuję i nie mogę ot, tak sobie wziąć wolnego na
twoje życzenie.
- Nie miałem na myśli całych dni. Też mam tu coś do zrobienia. Jutro jest
sobota. Możemy ją wspólnie spędzić. Gdzieś pojedziemy. Wymyśl, co
moglibyśmy robić.
- Naprawdę myślisz, że chciałabym spędzić ten dzień z tobą?
- Kiedyś nam się to świetnie udało. Pospacerujemy, pozwiedzamy,
pójdziemy na herbatkę do Ritza.
- Będziemy się kochać... Oczywiście o tym nie
228
wspomniał, bo Jane była taka zła. Choć czuł, że jest między nimi
iskrzenie, które podgrzewało mu krew. Widział je nawet w jej oczach,
choć tłamsiła to, jak mogła.
- ZastanowiÄ™ siÄ™ nad tym.
Nie zamierzał błagać. Starał się tylko, by do końca obiadu być
czarującym i zabawnym. Dopóki Jane nie zaczęła ziewać. Cóż, hormony.
- OdwiozÄ™ ciÄ™ do domu.
Gdy taksówka dojechała na miejsce, Mitch pocałował ją w policzek.
- Do zobaczenia do jutra o dziesiÄ…tej.
- Hm... No dobrze. O dziesiÄ…tej.
Poczekał w taksówce, aż Jane wejdzie do domu, i pojechał do siebie.
Tej nocy wreszcie się dobrze wyspał, a do drzwi Jane zadzwonił
punktualnie o dziesiÄ…tej.
- Gotowa? - zapytał, gdy otwarła drzwi.
- Gotowa.
- To dokąd się wybieramy? - zapytał.
- Może do ogrodów Hampton Court?
- Zwietnie. A byłaś tam już kiedyś?
- Dość dawno. Nie potrafiłam znalezć wyjścia z labiryntu.
- A ja jestem całkiem dobry w nawigacji.
- Chcesz powiedzieć, że poradzisz sobie z labiryntem?
- To tylko matematyczna łamigłówka, a cały czas pracuję z liczbami, więc
nie powinien być to wielki problem.
229
- Nie dasz rady.
- Idziesz o zakład? To dobrze. Jeśli wygram, stawiasz mi podwieczorek.
- A jeśli przegrasz?
- Wtedy będę musiał się wykupić.
Ich spojrzenia spotkały się. Mitch miał wielką nadzieję, że Jane wybierze
taką wygraną, o której myślał.
- No to zakład. - Trzepnęła go w dłoń.
Cały dzień spędzili w Hampton Court, spacerując po komnatach Tudorów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl