[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie żyło  stwierdził.  Poradzicie sobie z Opal?
 Jasne  zapewniła go Elwira.
Jack pośpieszył do sąsiedniego pokoju, a ona z Regan wzięły
Opal pod ręce i sprowadziły ją na dół.
Tuż za nimi Jack i Willy znosili całkowicie nieprzytomnego długowłosego
mężczyznę.
Wystarczyło im parę sekund, by znalezć się w bezpiecznej odległości od domu.
 Gdybyśmy zadzwonili do drzwi, dom mógł wylecieć w powie-
126
trze  powiedział Jack.  Cały parter był tak wypełniony gazem, że iskra
elektryczna mogła spowodować eksplozję.
Przechodząc przez pole, usłyszeli nadjeżdżający pojazd; na posesję wtoczyła się
odkryta furgonetka. Nim zdążyła im zaświtać w głowach myśl, że to mogą być
porywacze Opal, ujrzeli za kierownicą Lema Pickensa. Nic nie wskazywało na to, by
ich zauważył; przejechawszy obok, wyhamował z piskiem opon przed stodołą.
Patrzyli, jak biegnie do drzwi, otwiera je i zaczyna podskakiwać z radości.
 Nasze drzewo!  krzyczał.  Nasze drzewo! Znalazłem nasze
drzewo!  Wpadł do stodoły, żeby mu się lepiej przyjrzeć.
 Ich świerk jest tutaj!  zawołała Regan. Opal wciąż zwisała na ramionach jej i
Elwiry.
 Packy  wymamrotała.  Diamenty. Moje pieniądze.
 Wiesz, gdzie jest Packy?  spytała ją przyjaciółka. Lem wybiegł ze stodoły i
pospieszył w ich stronę.
 Nasze drzewo nie ucierpiało. Ma tylko złamaną jedną gałąz!
 W końcu do niego dotarło, co się dzieje.  Co jest tym dwojgu?
 spytał.
 Zostali czymś nafaszerowani  odpowiedziała Elwira.  1 stoi za tym Packy
Noonan.
 A to jest ten, pożal się Boże, poeta  domyślił się Pickens, wskazując na
nieprzytomnego Mila, wciąż podtrzymywanego przez Willy'ego i Jacka.
 Wayne& ma& diamenty& Packy tam poszedł&  mamrotała Opal.
 Gdzie?  dopytywała się Elwira.
 Do domu Wayne'a&
 Wiedziałem, że ten łobuz siedzi w tym po uszy!  wykrzyknął triumfalnie
staruszek.
 Lem, pan zna drogę do domu Wayne'a Covela  zwróciła się do niego Regan. 
Proszę nas tam zawiezć. Proszę! Nie możemy tracić ani minuty!
Jack rozmawiał już przez telefon komórkowy, alarmując miejscową policję.
Lem obejrzał się na stodołę.
127
 Nie ma mowy!  zawołał.  Nie mogę spuścić z oka naszego
drzewa!
Bobby Granger wymknął się rodzicom i podbiegł do niego w podskokach.
 Ja popilnuję drzewa, proszę pana  zaproponował.  Nikomu nie pozwolę go
dotknąć!.
 Policja już jedzie tutaj i do domu Covela. Pańskiemu drzewu nic nie grozi 
oświadczył stanowczo Jack.  Panie Pickens, naprawdę potrzebujemy pańskiej
pomocy. Zna pan dobrze okolicę.
Grangerowie dołączyli do syna.
 My popilnujemy drzewa  zapewnił Lema Bill.
 No dobrze  ustąpił wreszcie Lem.  Powiedzcie policjantom, że kluczyki od
platformy mam w kieszeni. To ja zawiozę nasze drzewo Viddy. I nie wsiądę do auta
razem z tym wierszokletą.
 Jego też przypilnujemy  powiedział Bill Granger.
Elwira zajęła miejsce na tylnym siedzeniu mercedesa Meeha-nów, Jack ulokował
przy niej Opal, a Willy usiadł obok, by ją podtrzymywać od drugiej strony. Regan,
Jack i Lem wcisnęli się na przednie siedzenie. Jack włączył silnik i ruszył z kopyta
wyboistą drogą.
 Proszę tu skręcić w lewo  polecił Pickens.  Myślę, że Wayne
Covel, Packy Noonan i ten niewydarzony poeta są ulepieni z jednej
gliny. Nie zdziwiłbym się wcale, gdyby skradziony łup znalazł się
w domu Wayne'a Covela. Teraz w prawo.
Z naprzeciwka nadjeżdżał grat Mila.
 To sedan poety!  zawołał Lem.  A przecież wiemy, że on nie
prowadzi!
Kiedy się mijali, Elwira zawołała:
 Packy Noonan siedzi za kierownicą!
Jack zawrócił i znalazł się za jakąś dostawczą ciężarówką. Szosa
była zbyt wąska i kręta na wyprzedzanie.
 Szybciej!  gorączkował się.  No szybciej!
Gdy dotarli do skrzyżowania, nigdzie nie było już widać samo
chodu Mila.
 Pojechali tędy!  Lem wskazał na lewo.
 Skąd pan wie?  spytał Jack.
128
 Proszę spojrzeć! Tam na środku drogi leży zderzak. W końcu
odpadł od tego rzęcha.
Regan wybrała numer miejscowej policji. Przekazała im zwięzle, że widzieli
Packy'ego Noonana, opisała jego pojazd i podała kierunek ucieczki.
 Złapcie go&  mamrotała Opal.  Proszę& Wszystkie moje pieniądze&
 Złapiemy go, Opal  obiecała Regan.  Szkoda, że sama tego nie zobaczysz.
Za zakrętem zrównali się z sedanem, który prychając silnikiem, posuwał się
naprzód. Jack z szerokim uśmiechem jechał za Packym, w miarę potrzeby
przyspieszając, by żaden inny pojazd nie znalazł się pomiędzy nimi. W oddali
zobaczyli policyjny radiowóz, zmierzający w ich stronę, z migoczącym kogutem na
dachu. Jack zatrzymał się, robiąc policjantom miejsce na zawrócenie. Zaraz potem
rozległ się głos, słyszalny nawet przez zasunięte szyby.
 Zjedz na pobocze, Packy. Masz już dość kłopotów, nie pakuj
się w dalsze.
Drugi radiowóz wyminął Jacka, a dwa kolejne nadjechały z przeciwnej strony. W
sedanie Packy wyjął piersiówkę z kieszeni i wręczył Jo-Jo.
 Pozbądz się tego!  rozkazał.
Jo-Jo otworzył okno, opuścił rękę i wyrzucił butelkę z diamentami, która stoczyła
się z nasypu przyjezdni.
 Tyle zachodu, żeby naciągnąć tych głupków, i wszystko na marne!  lamentował
Packy, patrząc, jak jego łup znika. Zatrzymał samochód i wyłączył silnik.
 Wychodz z rękami do góry  padła komenda przez megafon. Z radiowozów
zaczęli wysiadać policjanci.
Jack również się zatrzymał; wszyscy wyskoczyli z auta, poza Opal, która osunęła
się bezwładnie na siedzenie. Regan wybiegła na pobocze i cofnęła się jakieś
trzydzieści metrów, po czym ślizgając się i potykając, zeszła z nasypu. Na śniegu,
pod wielkim iglastym drzewem leżała metalowa piersiówka. Regan podniosła butelkę,
potrząsnęła nią i usłyszała ciche grzechotanie. Uśmiechając się, zdjęła zakrętkę.
129
 Mój Boże  mruknęła, ujrzawszy błyszczącą zawartość. Wy
sypała na dłoń kilka kamieni.  Muszą być warte fortunę  powie
działa do siebie.  Niech no tylko Opal je zobaczy!
Z największą ostrożnością wsypała diamenty z powrotem do butelki i wdrapała się
na drogę. Podbiegła do Packy'ego Noonana, który miał już założone kajdanki.
 Czy to ta piersiówka ci się śniła, Packy?  spytała drwiąco.
 Ludzie, którzy stracili cały majątek przez twoje matactwa, bar
dzo się ucieszą na jej widok.
Wszystkich zaskoczył nagły łomot, wydobywający się z samochodu Mila. Z bronią
gotową do strzału, stojąc w bezpiecznej odległości, policjanci obserwowali, jak
podnosi się pokrywa bagażnika. Benny usiadł i rozejrzał się dookoła; do kurtki wciąż
miał przypiętą kartkę od Jo-Jo.
 Wiedziałem, że nie powinniśmy być zachłanni  odezwał się z szerokim
ziewnięciem.  Obudzcie mnie, kiedy dojedziemy na posterunek.  Po czym znów się
położył i zamknął oczy.
 Zanim będziemy musiały to oddać, pokażmy je Opal  powiedziała Regan do
Elwiry.
Wróciły do samochodu, uniosły przyjaciółkę do pozycji siedzącej i wcisnęły jej
butelkę do ręki.
 Opal, skarbie, spójrz  zachęcała ją Elwira.  Oprzytomniej
na tyle, by popatrzeć.
Regan zdjęła zakrętkę.
 Co?  spytała wciąż oszołomiona Opal.
 Te diamenty oznaczają twoje pieniądze wygrane na loterii. Teraz odzyskasz
przynajmniej część z nich  wyjaśniła Elwira.
Jej słowa musiały jakoś przedrzeć się do uśpionego mózgu Opal, bo zaczęła
płakać.
Mniej więcej godzinę pózniej Lem Pickens przejeżdżał platformą przez miasto, nie
zdejmując ręki z klaksonu. Obok niego Bobby Granger machał z kabiny do
wiwatującego tłumu, który zdążył się zgromadzić wzdłuż głównej ulicy. W końcu
wjechali na stromą drogę pod górę, prowadzącą do farmy Pickensów.
130 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl