[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jak stał. W pamięci błysnął mu samotny pokój w Białobrzegach i znękana
gonitwa myśli: czy taki był plan jego Pana, umieścić go wśród renegatów
jako śpiocha?
- To ja ustawiłem całą akcję - potwierdził spokojnie Lord. - Zamotałem
ci w głowie, wystawiłem się na strzał. Dla mnie drobiazg przyjąć parę kul.
Za to udało się przecisnąć ciebie przez prawdopoznanie Aranei, umieścić w
renegatach jako zdrajcę. Wybacz, nie było innego sposobu. Byłeś tam
bardzo, bardzo potrzebny.
Vesper podniósł oczy. Wspaniale, rozśpiewał mu się w duszy tryskający
ulgą głos, jednak jestem nocarzem. Nigdy nie zdradziłem!
Uśmiechnął się szeroko, chcąc wybuchnąć kaskadą gwałtownych
podziękowań... Zadrżał, zamknął usta. Myśli, które dotąd z takim uporem
wyganiał ze świadomości, nie pozwoliły się dłużej powstrzymywać. Opadły
go niczym gęsta sieć, zacisnęły się, że aż niemal stracił dech.
I co ty na to, nietoperku? - pytał szyderczo Wężowy głos. Jak się czujesz
w roli poświęconego pionka? O niczym innym nie marzyłeś, nieprawdaż?
Vesper wpatrywał się w Ultora coraz szerzej otwierającymi się oczami.
Lord uśmiechał się łagodnie.
Twój Pan wybaczy ci, ciągnął Wąż. I przyjmie do nocarzy z powrotem,
żebyś się mógł zrehabilitować porządnie. A wiesz, na czym to będzie
polegało. Jesteś z nami albo przeciwko nam. Na szachownicy są tylko białe i
czarne pola, nie ma szarych. %7ładnych półcieni ani półprawd.
A wtedy znowu razem, nocarze i ty, wolni i szczęśliwi, będziecie...
...zabijać renegatów...
...zabijać...
...renegatów...
...zabijać... ich...
Tu stoisz ty, Vesper, z tej strony. Widzisz te pionki tam? Cel, pal!
Pada Icta, rozbryzgując po szachownicy czerwoną krew. Pola nie
wyglądają już tak ładnie, jak przed chwilą. Nic to. Cel, pal! W czerwoną
kałużę upada Res.
Hirtus. Offa. Cel, pal!
Tak to jest, nietoperku, kiwa głową Strix, osuwając się powoli na kolana.
Tak to jest, przytakuje mu po raz pierwszy chyba w życiu prawdziwie
uśmiechnięty Nex.
Szachownicę zalewa fontanna krwi.
Gasną szalone oczy Aranei, szara, miękka mgła spowija cichnący
sztorm.
Vesper uniósł dłonie do skroni, wpił palce w poszarzałą skórę.
- Na czym miałaby polegać moja współpraca, Panie? - spytał cicho.
Ultor spoważniał.
- Wyjaśnię ci wszystko, gdy będę mógł - rzekł powoli, ważąc słowa. -
Trzeba zachować jak najdalej posuniętą ostrożność, sytuacja jest wyjątkowo
trudna. Pamiętaj jednak, że przysięgałeś. %7łe gotów jesteś całkowicie
poświęcić się dla Sprawy. Potraktowałem twoją deklarację jak najbardziej
poważnie.
Patrzył na Vespera, jakby próbował przeniknąć jego myśli. Szachownica
migotała w nich bezustannie. Czarne i białe pola, a potem coraz więcej i
więcej czerwonych...
Wreszcie Lord skinął głową i nie mówiąc już nic, odwrócił się, odszedł
do drzwi. Wypuściły go natychmiast, posłusznie, a potem zawarły się
głucho.
Vesper popatrzył tęsknie na zimną powierzchnię ściany. Miał szczerą
ochotę oprzeć rozpalone czoło o chłodny beton, poszukać w nim ukojenia. A
potem zacząć walić w niego głową, rozpaczliwie, tak do bryzgającej wokół
krwi i zgrzytu pękających kości.
Wzdrygnął się, zaczerpnął parę głębokich oddechów.
I znów podążył wzrokiem ku ścianie.
Budziła lęk.
Nie możesz już być nocarzem, zdawał się szeptać zimny mur. Po prostu
już tego nie potrafisz. Dobrze wiesz, że nie zdołasz, jak kiedyś, z pasją i
zaangażowaniem zabijać renegatów. Ultor zorientuje się prędzej, niż
myślisz. I zgadnij, co wtedy będzie musiał zrobić?
Może więc czas porzucić ostatecznie głupie, naiwne mrzonki o
powrocie? Zawołaj Nexa, poproś, by cię odbił. Ramię w ramię zacznijcie
zabijać nocarzy...
Nidor pójdzie na pierwszy ogień, wiesz dobrze, że Nex jest wyjątkowo
na niego cięty. To kwestia jego winoroślo-renegackiego honoru.
Nie, tego nie zrobię!
Więc co zrobisz?
Ano nic, westchnął posępnie szum zmurszałych cegieł. Chcąc nie chcąc,
Ultor będzie musiał cię zabić jako renegata. Wszystko skończy się brzydko,
podle i mizernie. Twój los wypełni się krótkim rzężeniem w ciemnym
zaułku, bezradną szamotaniną, urywanymi kopnięciami nóg. Tak oto
odchodzą maluczcy, przegrani i anonimowi. Nikt nawet nie zauważył, że
istnieli.
Twój los dokona się tutaj, wśród ukrytych, mrocznych ścian.
***
Wrzask. Przerażający, ścinający krew w żyłach, rozbrzmiał w głowie
Vespera. Więzień zerwał się na nogi, drżąc. Wsłuchał w czerń.
Tupot nóg, odgłosy szamotaniny na korytarzu. Ostry sztylet bólu z tyłu,
pod czaszką. Wibrujący, narastający krzyk.
- Tutaj! Tutaj! - zawył ochrypły głos zza stalowych drzwi.
Jednym susem Vesper wbił się w kąt pomiędzy ścianami i sufitem.
Eksplozja wdarła się do celi potokami ognia, cisnęła pogiętym metalem o
przeciwległy mur.
A po niej nastała nagła, niespodziewana cisza.
Ledwo widoczny cień tkwił przyklejony tuż za framugą. Vesper pojął od
razu: operatorzy przyczaili się u wejścia.  Kroją tort".
Powinni byli wchodzić natychmiast, na co czekają? Po pracy na
ładunkach stosuje się szybkie, dynamiczne wejście, tu już przecież nie ma
elementu zaskoczenia. Tarcza balistyczna, amunicja antyrykoszetowa,
naprzód!
Może więc nie są zbyt dobrze wyszkoleni? Albo nie są pewni, czy
powinni wejść? Czemu się wahają, skoro wysadzili drzwi, to, do kurwy
nędzy, powinni wiedzieć, co dalej!
Ból zelżał nagle, wycofał się, zbladł.
- Wchodzić! - rozległ się rozwścieczony szept.  To on, wchodzić!
Cztery postacie wtargnęły jednocześnie, modelowo, błyskawicznie
podzieliły pomieszczenie na strefy ognia: jeden kałasznikow i trzy dziwne,
jakby kosmiczne strzelby.
Vesper rzucił się w dół pomiędzy nich, rozpaczliwie. Serce waliło mu
nieokiełznaną paniką, jakby przeczuwając, co to może być za broń.
Spadł na pierwszego człowieka, drżącymi rękami pochwycił głowę,
jednym szarpnięciem skręcił kark. Miotnął zwiotczałym ciałem na drugiego
operatora z siłą, która rzuciła obu napastników na mur.
Trzeci z czwartym nacisnęli spusty. Zagrzechotały kule, świsnęły
strzałki.
Vesper umknął z linii strzału, dopadł trzeciego mężczyzny, pchnął prawą
dłonią jego lewe ramię. Tamten zatoczył się. Vesper przemknął mu za plecy,
założył błyskawicznego nelsona. Przykucnął raptownie, łamiąc mu kark z
suchym trzaskiem, po czym wyprostował się i zasłonił ciałem ofiary.
Przywarł plecami do ściany.
- Rzuć broń! - huknął do czwartego, tego z kałasznikowem. - Rzuć broń!
Człowiek spojrzał mu w oczy. Zadrżał, opuścił karabin.
- Klęknij! - rozkazał wampir. - Już!
Z wyraznym wysiłkiem mężczyzna oparł się jego woli, cofnął o krok.
Powoli, tyłem, zaczął wycofywać się z celi. Był już na progu, gdy
zesztywniał, wybałuszył oczy, a potem zwalił się jak długi na podłogę.
W pokiereszowanym wejściu stał pretorianin, trzymając w dłoni
zakrwawiony nóż. Twarz pałała mu przerażeniem.
- Proszę za mną, generale - rzucił wreszcie, lekko wstrząsając głową. -
Lord wzywa. Natychmiast!
Pobiegli korytarzem, przeskakując przez nieruchome ciała.
*** [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl